środa, 31 lipca 2013

Co ciekawego w sierpniu?

Świat Ally Hanningan wali się w posadach, gdy miłość jej życia – rockman Bradin Rothfeld zostaje postrzelony i pada na scenę. Ally jest uczestniczką tamtych zdarzeń. Bezsilność i wspomnienia tamtych chwil na zawsze pozostaną jej najgorszym koszmarem.
Bradin jest w ciężkim stanie.
Co więcej, może pożegnać się ze światem sądząc, że dwie najbliższe mu osoby zrobiły mu świństwo. Tylko czy Ally i Tom rzeczywiście są niewinni?
Rozpoczyna się walka o życie rannego Bradina, a jego bliscy, odliczając feralne godziny, będą musieli zmierzyć się z grzechami, które być może nigdy nie zostaną odpuszczone.
Tom poprzysięga sobie, że już nie zbliży się do Ally.
Tylko czy facet, który dotychczas żył bez zasad dotrzyma obietnicy?
Miłość, zazdrość, show-biznes. Ostatnia spowiedź
Poczuj, jak kocha ten, którego kochają tysiące…

Już 20 sierpnia we wszystkich księgarniach w Polsce będzie można kupić kontynuację "Ostatniej spowiedzi"!!!
Nie mogę się doczekać ,ponieważ w mojej głowie kłębią się dziesiątki pytań. 
Co będzie dalej? 
Czy Bradin wybaczy Ally?
Jeżeli tak samo jak ja jesteście oczarowani tą historią ,to nie pozostaje nam nic innego niż cierpliwe czekanie!

wtorek, 30 lipca 2013

"Pałac Północy" - Carlos Ruiz Zafón

Nie znam dorosłego człowieka, który nie zastanawiałby się nad tym jakie zmiany zaszły w nim od lat młodzieńczych. Obecne życie, filozofie życiowe porównujemy do naszych z przed lat. Choć mam jedynie 18 lat, sama patrzę na młodszych od siebie z pewnym dystansem. Z igrającym na ustach uśmieszkiem, stwierdzam: Oni jeszcze nic nie wiedzą o życiu. A przecież sama niewiele wiem. Jednak kiedy wychodzę na dwór z moją dziewięcioletnią przyjaciółką w deszczowy dzień, a ona lekko obraca się dookoła w strugach deszczu nie myśląc o przyszłej ewentualnej chorobie, dorasta we mnie myśl, jakie smutki i lęki skrywa to małe, niewinne stworzenie? Okazuje się, że ma ich wiele. Choć dla mnie są one absurdalne, bo urwana noga lalki Barbie nie jest godna porównania do Matury, ale dla niej znaczą bardzo wiele, są całym jej życiem. A to własnie książki Zafon'a są mostem łączącym nasze dziecięce lęki z fantastyczną fabułą. Nigdy nie kończą się dobrze, bo to nie są bajki na dobranoc. Lecz wywołują w dojrzałym Czytelniku tę rzadko spotykaną melancholię. Mówi się, że dziecięca wyobraźnia nie zna granic. Prawda. Ale bardziej godne podziwu są odważne czyny dzieci, które radzą sobie z własnymi potworami, bez pomocy dorosłych, którzy i tak nie rozumieją ich obaw.

Pałac północy jest trochę inny. Z jednej strony ma to wszystko co posiadają również Książę Mgły czy Światła Września, jednak bohaterowie tej historii są bardziej dojrzali niż tamci, już właściwie gotowi na wkroczenie w prawdziwe życie. I dlatego, pod tym względem, Pałac Północy podoba mi się najbardziej.

Ben i jego przyjaciele przeżyli całe swoje życie w sierocińcu St. Patrick. A teraz, gdy skończyli szesnaście lat przyszła pora, by rozstać się z ich domem i usamodzielnić. W dniu pożegnalnej imprezy poznają swoją rówieśniczkę, Sheere, która wraz z babcią przyszła w pilnej sprawie do kierownika placówki. Musi być to coś naprawdę niecierpiącego zwłoki. Zaintrygowany tym Ben zaprasza Sheere na ostatnie, rozwiązujące spotkanie ich "klubu". Założyli to stowarzyszenie dawno temu, członkowie byli nie tylko przyjaciółmi ale łączyło ich to specjalne uczucie dotyczące tylko dzieci. Wspólna tajemnica oraz wyjątkowe miejsce spotkań - Pałac Północy - opuszczony, stary budynek, który dla dorosłych jest jedynie ruiną przeznaczoną do rozbiórki. Przyjaciele słyszeli już wiele strasznych historii, jednak kiedy nowa, tajemnicza dziewczyna opowiedziała im rodzinną historię , byli przerażeni. Postanowili pomóc Sheere w odnalezieniu ukrytego gdzieś w mieście domu jej ojca, i odkryć całą prawdę o jej rodzinie. Nie są jednak świadomi jakie niebezpieczeństwo na nich czyha. Magia, z jaką przyjdzie im się spotkać, powstała z bólu i żalu, jest to bardzo potężna moc. Odkrywając tajemnice sprzed lat będą słyszeć jęki umierających dzieci a palący się pociąg stanie się rzeczywistością. Zabójczą realnością.



"Dorosłość nie jest niczym więcej niż tylko odkrywaniem, że wszystko, w co wierzyłeś, kiedy byłeś młody, to fałsz, a z kolei wszystko to, co w młodości odrzucałeś, teraz okazuje się prawdą."


Fabuła tej książki nie jest bardzo rozbudowana, jednak treściwa. Nie miałam wrażenia, że jest to przytłaczające. Informacje odnośnie przeszłości, te tajemnice, które odkrywali Ben wraz z przyjaciółmi, były podawane stopniowo. Nie było w tym wszystkim przesady. Ja lubię takie krótkie opowiadania. Pałac Północy jest uniwersalny, ma ten charakter ponad czasowy, który powoli zastępowany jest zbyt dosłowną fantastyką. Teraz większość powstających utworów są o miłości (która rzadko kiedy występuje w takiej formie jak w książkach), potworach, wampirach, z którymi normalny człowiek nie ma styczności. Nie wiem jak wy, ale ja nigdy nie spotkałam wilkołaka. Natomiast dzieła Zafon'a niosą i będą nieść dużą wartość, treść zrozumianą przez wszystkich chętnych do jej zrozumienia.

Oczywiście styl pisania jest bardzo urokliwy, zaczarowuje Czytelnika. Uważam się za wrażliwą osobę i mnie ta książka bardzo się spodoba, lecz nie jestem pewna czy każdy będzie potrafił wczuć się w ten klimat. Czytając Pałac Północy poszukiwałam symboli, odniesienia do własnych lęków, znalazłam to co chciałam, jednak nie każdy docenia magię dzieciństwa. Mnie to bardzo intryguje - przecież nie jestem już tą samą osobą co 4 lata temu, wtedy miałam inne marzenia, inne lęki, miałam, niezrozumiałe teraz przeze mnie, spojrzenie na świat. Ale teraz jestem na tyle dojrzała by dostrzec i docenić tę różnicę.

Myślę, że te cztery książki składające się na sagę, moim zdaniem, są na prawdę warte przeczytania. Wiem, że niektórzy nie lubią Zafon'a albo nie jeden powie, że to literatura dla młodszych Czytelników, jednak ja polecam ją każdemu. Należy stawać naprzeciw stereotypów, i przekonać się na własnej skórze.


Liczba stron: 288



POLECAM !

                               




niedziela, 28 lipca 2013

"Kiedy byłeś mój" - Rebecca Serle


Nowoczesność kontra Szekspir. Czy ten pojedynek ma rację bytu?

Bardzo lubię przekonywać się na własnej skórze o takich rzeczach ,więc nic dziwnego ,że kiedy miałam okazję zapoznać się z tą książką , nie wahałam się ani chwili. "Romeo i Julia" była moją lekturą w gimnazjum ,ale odkąd pamiętam zawsze była wysoko na mojej liście "przeczytane". Z kolei incydent z "Kiedy byłeś mój"postaram się zapomnieć jak najszybciej lub zatrzeć 3/4 moich wrażeń ,żeby pozostały same pozytywy. Niestety nie mam takich nadprzyrodzonych mocy ,więc przechodzę do konkretów....

Książka opowiada o paczce przyjaciół ,która jest w ostatniej klasie liceum. Trzy przyjaciółki przeżywają pierwsze miłości ,organizują szalone imprezy i cieszą się z uczniowskiego życia elity. Umawiają się z równie popularnymi chłopakami ,którzy są najlepszymi kumplami. Ich sielankowe życie przerywa nieoczekiwany powrót do ich miasteczka kuzynki Rosie - Juliet. Dziewczyna znacznie różni się od swoich rówieśników. Jej markowe ubrania ,oślepiający bielą uśmiech i droga bryka sprawiają ,że większość ludzi daje się jej omotać. Zachowują się jak marionetki sterowane przez tę pozornie nieszkodliwą dziewczynę. Nagle Rob doznaje olśnienia! Po co starać się o względy Rosie ,skoro bez problemu dogaduje się z jej piękną kuzynką? I takim oto sposobem główna bohaterka opowieści zostaje całkiem sama.

Całość prezentuje się razem dość banalnie. No dobra ,masakrycznie banalnie. Początkowo wciągnęłam się w treść. Gdzieś tak po 80 stronach stwierdziłam ,że oprócz roztrząsania głównej bohaterki "co by było gdyby..." to tak właściwie nic się nie działo. Większość wypowiedzi dziewczyn była tak infantylna ,że momentami nie wiedziałam czy być zażenowana ,czy myśleć ,że jestem od nich dojrzalsza. Dziwi mnie fakt ,że mimo tego ,iż były w moim wieku to głównym tematem ich rozmów były tylko i wyłącznie ich podboje miłosne. Dziwiła mnie także ilość zapamiętanych przez nie mało istotnych epizodów z ich dzieciństwa. W pewnym sensie były one lepiej zredagowane i przytoczone niż aktualnie przebiegające wydarzenia.

Cały tragizm książki spowodowany jest tym ,że Rosie nigdy nie umiała być asertywna. Sprzeciwienie się chociaż w małej sprawie było dla niej krokiem milowym ,a co dopiero sytuacja kiedy to była poniekąd przyparta do muru. Zmiana jednego zdania zapisanego w tej książce z całą pewnością spowodowałaby ,że rozwinięcie i zakończenie tej opowieści zmieniłoby się.  Chociaż w sumie to sama mam wątpliwości czy takie rozwiązanie miałoby sens. Przynajmniej w tym momencie mogę stwierdzić ,że ta książka jest inna. Chyba to określenie jest wobec niej najbardziej adekwatne.

"Kiedy byłeś mój" to pozycja przeznaczona zdecydowanie dla młodszego grona czytelników. Opowieść jest zbyt banalna i przewidywalna ,żeby zadowolić osobę ,która przeczytała tyle książek co ja. Pochwalę się Wam ,że już w połowie książki wiedziałam jak wszystko się skończy... Nie wiem czy warto kusić się na ten typ literatury. Ta przygoda zalicza się raczej do tych nieudanych.

Moja ocena: 2/6

Strony: 319

czwartek, 25 lipca 2013

"Ostatnia spowiedź" - Nina Reichter



„To trochę tak, jakbyś zakręcił pozytywką. Nie możesz jej zatrzymać, bo zgrzytnie i wyda nieprzyjemny dźwięk. Moje życie to jeden długi nieprzyjemny dźwięk. Jednak pierwszy raz myślę, że to, co teraz mam, zagra płynnie do końca. Więc chyba muszę doczekać do melodii.”

Nie wiem skąd się bierze w ludziach ciekawość ,co się dzieje w życiu gwiazd? Jakim cudem pisma pokroju "Party" lub "Show" stają się najbardziej poczytnymi magazynami na rynku? Domyślam się ,że ludziom nudzi ich poczciwe i monotonne życie i chcą je sobie urozmaicić...Jednak czy chwila z takim szmatławcem coś zmieni? Jedni twierdzą ,że tak ,ponieważ czują się jakby byli częścią życia swoich ulubieńców. Możliwość poobserwowania ich przy robieniu zakupów ,bieganiu w parku lub przebywaniu na salonach to coś co sprawia ,że stają się dla swoich fanów bardziej ludzcy. Fani tych pism i portali z całą pewnością nie zastanawiali się jak te sprawy wyglądają "od środka". 

Wyobraź sobie ,że jesteś kimś znanym. Nie mówię tu o sławie ogólnopolskiej ,ale przynajmniej europejskiej. Gdziekolwiek pójdziesz wszyscy cię rozpoznają. Każdy twój krok jest monitorowany przez paparazzi ,piszczące dziewczyny lub psycho fanów. Musisz być na prawdę skołowany kiedy orientujesz się ,że dziewczyna ,którą zagadujesz w nocy na lotnisku nie rozpoznaje w tobie nikogo znajomego. Korzystasz z sytuacji ,bo to ty w tym momencie jesteś kilka kroków do przodu. Masz sekret ,ale czy uda ci się go długo zachować? 

W podobnej sytuacji znalazł się Bradin Rothfeld ,bohater książki "Ostatnia spowiedź". Chłopak dotychczas przyzwyczajony ,że żeby zrobić na kimś wrażenie musi do niego podejść i się uśmiechnąć. Ta sztuczka nie działa na dziewczynę w typie Ally Hanningan...

I w tym momencie wszystko się zaczyna. Kilka godzin spędzonych na lotnisku przy żartach ,śmiechach i piciu kawy z automatu przeradza się w telefoniczną znajomość ,a potem przyjaźń. Tylko dlaczego Ally ma wrażenie ,że Bradin wie o jej prywatnym życiu wszystko ,a ona o jego nic? Dziewczyna szuka oparcia oraz osoby ,która sprawi ,że przykra relacja z jej chłopakiem stanie się dla niej mniej uciążliwa. Nie zdaje sobie sprawy ,że Bradin zaczyna się w niej zakochiwać  ,a tym bardziej ,że i ona myśli o nim cieplej niż tylko o przyjacielu. Sprawa komplikuje się w momencie kiedy chłopak wyznaje jej o sobie całą prawdę...

Czy Ally wybaczy Bradinowi to ,że ją okłamywał?

 Jak dalej potoczą się ich losy?


„Jak się czujesz, kiedy wiesz, że coś tracisz? Uciekasz od tego biegiem czy stąpasz powoli?”


"Ostatnia spowiedź" bardzo różni się od dotychczasowo przeze mnie przeczytanych książek z wątkiem romantycznym na czele. Nie spodziewałam się ,że książka z tego gatunku może przypaść mi do gustu. (Niemożliwe właśnie stało się możliwe!) Książka nakreślona piórem Niny Reichter wręcz unosi się w moich dłoniach od masy pozytywnych emocji. Miałam wrażenie ,że każde słowo pieczołowicie odzwierciedla wrażliwość autorki ,która poprzez swoją magiczną opowieść sprawiła ,że postrzeganie sfery show biznesu drastycznie się zmieni. Dzięki niej czytelnicy zastanowią się dwa razy zanim ocenią zachowanie swojego idola lub zdecydują czy nowa wybranka jednego z gwiazdorów naprawdę go kocha czy jest z nim tylko dla pieniędzy.

Ogromnym szokiem była dla mnie informacja ,że ta opowieść miała swój początek na blogu autorki. Było to fan fiction. Z reguły nie czytuję tego typu blogów ,więc jestem tym bardziej wdzięczna wydawnictwu ,że zajęło się tym ,aby ta historia dotarła do szerszego grona odbiorców.

Historia miłości  Bradina i Ally nie jest banalna ,tylko prawdziwa i okrutna czyli taka jakie jest życie. Bohaterowie zachowują się jakby siedzieli na huśtawce. Przybliżają się do siebie ,by za moment udawać ,że są tylko przyjaciółmi. Ani razu mnie to nie zirytowało ,mimo tego ,że z reguły w takich momentach puszczają mi nerwy i nie mam ochoty czytać takich "podchodów".

"Ostatnia spowiedź" jest dla mnie portalem przenoszącym mnie do barwniejszego świata ,który niekoniecznie jest lepszy ,ale otwiera więcej możliwości. Rzeczywistość w nim ukazana jest bardzo atrakcyjna ,chociaż cena jaką trzeba zapłacić za spełnienie swoich marzeń i pragnień może być  przerażająca.

Tym razem nie wzruszyłam się ani razu ,ale czytanie niektórych fragmentów przyprawiało mnie o niekontrolowane wybuchy śmiechu i motylki w brzuchu.

Czytanie szło mi tak szybko ,że ani się obejrzałam ,a byłam już na ostatniej stronie. Wielka szkoda ,że na kolejną część poczekam do 20 sierpnia. Do tego czasu część z moich koleżanek zdąży przeczytać "Ostatnią spowiedź" i wtedy razem będziemy przeżywać dzień premiery.


„Pytasz, dlaczego płaczę? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy. A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź.”


Strony: 375
Źródło: konkurs z fb
Moja ocena: 5+/6

środa, 24 lipca 2013

" Sołdat" Nikołaj Nikulin

" Sołdat"  Nikołaj Nikulin



' Szlak Leningrad–Berlin w odważnej, pozbawionej autocenzury relacji żołnierza Armii Czerwonej.

Opowieść Nikołaja Nikulina, wcielonego do wojska w 1941, który jako jeden z nielicznych sowieckich żołnierzy przeszedł cały szlak bojowy. Został odznaczony za bohaterstwo, jednak jego wspomnienia odzierają frontowe przeżycia z heroizmu, burząc mit wielkiej wojny ojczyźnianej. Nikulin otwarcie przyznaje się do potwornego strachu, opisuje głód, śmierć i okrucieństwo czerwonoarmistów. Demaskuje głupotę i cynizm dowodzących, a także bezwzględność sowieckiej machiny wojennej.


Publikacja tej relacji możliwa była dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego, jej wcześniejsze upublicznienie groziłoby Autorowi łagrem.

"Pułkownik wie, że atak nie ma sensu, że jedynie padną kolejne trupy. […] Jednak pułkownik wykonuje rozkaz i pędzi ludzi do ataku. Jeśli ma sumienie, sam idzie w bój i ginie. […] Jest im znana tylko jedna taktyka – napierać masą ciał. Ktoś w końcu zabije Niemca.
"
  '











" Polowałam" na tą książkę od długiego czasu. Historyczna - czyli moja tematyka, aż krzyczała "weź mnie z pułki". I wzięłam - i wcale tego nie żałuję. Jest to książka dla ludzi którzy lubią historię i chcą znać prawdziwą odsłonę wojny ze strony rosyjskiej.  Można zrozumieć różne działania, zachowania... i dowiedzieć się jakie szkody w psychice tworzy II Wojna Światowa.

Momentami można się pogubić, dlatego że autor wspomina sytuacje z kilku miejsc w różnych odstępach czasowych, ale jak ktoś jest skupiony to dla niego to żadna przeszkoda. 
Czytałam tą książkę, i nie mogłam uwierzyć jak niektórzy ludzie mogą być tak okrutni? Wiadomo, że wojna wymaga poświęceń i to nawet milionowych ofiar, ale to po prostu straszne. Opowieść Nikołaja Nikulina to momentami nawet wstrząsająca historia.  Jednak miłośnicy historii, a w szczególności II Wojny Światowej, będą zachwyceni tą książką. 
Tyle lat trzeba było czekać by dowiedzieć się najprawdziwszej prawdy, jak to wszystko wyglądało w Rosji. 

" Ludzi u nas mnoga" - tylko te słowa Stalina mogą podsumować rosyjskie działanie. 



Liczba stron :319


Ocena - zdecydowanie 5/6

sobota, 20 lipca 2013

"Puść już mnie" - Piotr Kołodziejczak


Główną bohaterkę, Ewelinę, poznajemy kiedy, nie do końca szczęśliwa, jest u szczytu swojej kariery. Ciężko pracowała na to, by teraz prowadzić dobrze prosperującą firmę po swojej mamie. Władza pozwala jej wprowadzić pewien ustrój do firmy. Nie powiem, aby to był reżim, jednak presja pracodawcy jest tak wielka, że mało która z zatrudnionych kobiet ma odwagę się sprzeciwić. Ewelina nienawidzi mężczyzn. Stroni od nich na każdym kroku. Zarówno w życiu prywatnym jak i na tle biznesowym. Nawet agencja taksówek wie, że kierowcą powinna być kobieta - takie polecenie. Mało tego, Ewelina nie toleruje w swojej firmie kobiet myślących inaczej niż ona. Oczywiście większość z nich udaje, że w ich życiu nie ma miejsca na mężczyzn, a tak na prawdę żadna z pracownic nie jest konserwatywna w takim podejściu. Wyjątkiem jest Ewelina - ona wydaje się być twarda jak skała. 

W każdym razie, pewnego wieczoru przy szklance mocnego trunku Ewelina opowiada nam historię swego życia. Po ślubie, Ewelinie i Rafałowi układało się dobrze, jednak potem.. a właściwie przekonajcie się sami jak było. Powiem tylko, że młoda żona, naiwna jak mała cukierkowa dziewczynka, zawiodła się bardzo na swoim mężu, który wykorzystywał jej bezgraniczną miłość. Naturalnie było to małżeństwo zduszone monotonią, mimo, że starali to jakoś zmieniać. Ale Rafał był na tyle bezczelny by szukać odskoczni poza domem. Ale cieszę się, jak wyraźnie widać przemianę, która zaszła w Ewelinie. Jest to postać pozornie nijaka, jednak w trakcie czytania widać, że jest to inteligentna przedstawicielka płci pięknej, ucząca się na błędach. 

Kiedy poznajemy przeszłość głównej bohaterki wraz z przyczyną jej bardzo dziwnego zachowania, przyszła pora na teraźniejszość. Ewelina pracuje niczym wół, właściwie nie do końca wiadomo dlaczego, jednak nie ma czasu ani ochoty na odbudowywanie życia towarzyskiego. Niespodziewanie poznaje Janka, i nie następuje tutaj drastyczna zmiana zachowania typu "i od tej chwili jej świat zostaje wywrócony do góry nogami", nie, nic w tym stylu. Janek nie jest nachalny, a Ewelina nie jest nawet zainteresowana. Jednak ten mężczyzna ma upór i wiarę w to co robi. Nie poznajemy go dobrze, bo nie ma na to czasu, co jest wielkim mankamentem tej książki. Ale ten człowiek codziennie dzwoni do Eweliny z wiadomością co nowego dzieje się w mieście oraz z pytaniem czy zechciałaby gdzieś się z nim wybrać. Ewelina nie zawraca sobie nim głowy, jednak prosi sekretarkę, aby ta przekazywała jej wiadomości od nieznajomego. Takim sposobem Janek staje się chlebem powszednim dla tej firmy, a gdy pewnego dnia kobiety nie dostają telefonu od niego, odczuwają smutek. Czy to możliwe, aby związać się mentalnie z kimś, z kim się nawet nie rozmawia? To spostrzeżenie daje Ewelinie dużo do myślenia, więc może teraz nasza bohaterka odnajdzie szczęście? 

Rozpisałam się strasznie nad fabułą, więc teraz tak podsumowując. Mam lekki żal do Pana Kołodziejczaka, że ponownie za szybko kończy się ta historia. Oraz, że zawiera ona za bardzo niesprecyzowane informacje, i za mało dokładnych opisów. Brakuje mi tutaj wyrazistości. I z przykrością muszę stwierdzić, że okładka nie spełnia moich oczekiwań. Jednakże, mimo tych wad "Puść już mnie" jest dobrą lekturą. Dla kobiet niezdecydowanych na zmiany może to być swoisty przewodnik. Porusza on kwestie trudne acz często spotykane w naszej społeczności. Wiadomo, niekiedy małżeństwa po prostu się nie udają. Jednak często kobiety winę biorą na siebie, co obniża ich samoocenę i mija się z prawdą. Trzeba spojrzeć na sytuację obiektywnie, a nie przez pryzmat trwającej platonicznej miłości. Myślę  że gdybym kiedyś niechybnie znalazła się w podobnej sytuacji, to własnie Ewelina byłaby moim wzorem postępowania. Na pewno w trudnych sytuacjach życiowych można odwołać się do tej bohaterki. 

Liczba stron: 196



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu: 







Inne książki tego autora oraz ich recenzje: 


 

   RECENZJA                                          RECENZJA                                           RECENZJA



środa, 17 lipca 2013

"Opętanie" - Erica Spindler

Nie wiem dlaczego, jednak ostatnimi czasy trafiam na same kryminały z motywem religijnym. Trudno, wcale nie cierpię z tego powodu, ale powoli zaczyna mnie to nużyć. W każdym razie, "Opętanie" opowiada taką historię..

Mira Gallier ma swojego prześladowcę.
Z początku Mira o tym nie wie. Aż do kulminacyjnego punktu nikt o tym nie wie. Policja uważa, że to Mira jest zabójcą.

Akcja zaczyna się kiedy w pobliskim kościele ktoś dewastuje witraże autorstwa Miry oraz morduje księdza. Mira nie znosi tego dobrze. Po śmierci męża jedynie w tworzeniu witraży odnajduje radość, a teraz ktoś zniszczył część "dorobku jej życia". Jednakże to późniejsze wydarzenia wywierają na niej psychikę ogromny wpływ. Otóż, zostaje zaatakowana przez kaznodzieję, do miasta powraca jej stary przyjaciel (który niechybnie powraca z dniem zabójstwa księdza; wraz z powrotem przyjaciela do Miry powracają smutki przeszłości) oraz.. Mira chyba na nowo wariuje, bo wydaje jej się, że jej zmarły mąż wrócił zza grobu.


Nic dziwnego, że Spencer Melone podejrzewa Mirę o morderstwa. Wszystkie ofiary były z nią ściśle powiązane. Ma motywy. Ma warunki. No i leczy się psychiatrycznie. 
Sama zamieszana nie ma pojęcia kto jest zabójcą. A może tylko udaje, że nie wie? 

Szkicując fabułę mogłabym tu opisać dokładnie każdego, z kilku, głównych bohaterów. Mam takie przeczucie, że mogłabym powiedzieć na prawdę wiele o tej książce a zarazem mam niechęć do pisania czegokolwiek. "Opętanie" jest przeciętną lekturą. Nie jest z tych ambitnych, ale przyznam, iż wciągnęła mnie bezgranicznie. Wciągnął mnie chyba ogrom akcji, bałam się, że gdy na chwilę zaprzestanę lektury to pominę pewien bardzo ważny element, i że to uczucie ciekawości ulotni się. Więc czytałam. I niczym ta książka mnie nie zaskoczyła. Fakt, w trakcie miałam wiele domysłów, serio, co chwila kto inny wydawał mi się podejrzany. Fajny był motyw połączenia kilku wątków. Przeważnie w kryminałach mamy zabójstwo i szukamy winnego, tutaj obok tego schematu było jeszcze dręczenie, nękanie itp. głównej bohaterki. Która też jest podejrzewana o zabójstwo. Miałam wrażenie, że autorka lekko przekracza granicę realności. Postawiła Mirę w punkcie przyziemnej wyjątkowości, wszystko co działo się w lekturze dotyczyło jej osoby. Natomiast nie widzę innych mankamentów. Tak więc jest to lekka, zręcznie napisana książka, o podłożu religijnym. Z wieloma wątkami, i dużą ilością bohaterów.
Witraż Marii Magdaleny

„ Wiesz, że możesz mi ufać. 
 Zaufanie jest jak wahadłowe drzwi. - przypomniała mu.     -  Działa również w drugą stronę.”

Zapomniałabym. To jest jedna z tych książek, gdzie ostatnia strona zdradza właściwie wszystko.  Tak więc jeśli chcecie cieszyć się lekturą to odradzam czytania końcówki. Swoją drogą ja nigdy tak nie robię. Nie wiem co  Czytelnicy w tym widzą, ale to pewnie niepowstrzymana ciekawość. Jak Wy macie? :) 

wtorek, 16 lipca 2013

Stosik wakacyjny...

Wakacje ,wakacje ,wakacje!!!


Dzisiaj przedstawię Wam moje plany czytelnicze na najbliższe tygodnie. Nie wiem co z tego wyjdzie ,ale dzisiaj jestem zdania ,że dam radę. Wiadomo ,nastawienie może się zmienić. Oby to nie nastąpiło... Więc bez nie wiadomo jak długich wstępów przechodzę do sedna sprawy czyli stosu.

Pierwsze zdjęcie pokazuje moje łupy z pobliskiej biblioteki.

Od góry:
"Kiedy byłeś mój" - Rebbeca Serle
Półka z nowościami wołała do mnie już od wejścia! Co ja biedna mogłam zrobić? 
"Podarunek" - Cecelia Ahern 
Szukanie tej książki można porównać z poszukiwaniem igły w stogu siana. Zobaczę co z tego wyniknie... Czy było warto się po nią gimnastykować?
"Ja ,potępiona" - Katarzyna Berenika Miszczuk
Na swojej półce posiadam poprzednie części ,więc jestem ciekawa jakie przygody czekają Wiktorię w Tartarze.

To jest stosik ze spotkania w Sopocie.

Od góry:
"Lokatorka Wildfell Hall" - Anne Bronte 
(nagroda z losowania ,którego fundatorem było Wydawnictwo Mg)
Na razie nie jestem biegła w klasyce literatury ,ale jestem pełna zapału ,żeby to zmienić. Solidność wydania i kontrowersyjna bohaterka upewnia mnie ,że ta książka mi się spodoba.
"Opowieści grozy Wuja Mortimera" - Chris Priestley
(upominek od Literackiego Egmontu)
Pierwsze spojrzenie na okładkę sprawiło ,że pomyślałam o Timie Burtonie.
"Niechciane" - Kristina Ohlson
(łup z bookcrossingu)
Skandynawski kryminał czyli to co Agatha lubi najbardziej...
"Nowa Ziemia" - Julianna Baggott
(upominek od Literackiego Egmontu)
Miałam w planach zakup ,a tu taka niespodzianka! Najbardziej trafiony prezent ;)
"Wielki Gatsby" - F.Scott Fitzgerald
(łup z bookcrossingu)
W kinach leci film ,więc ja muszę najpierw zabrać się za książkę!



Moi kochani ,to nie wszystko! Agatha ma w zanadrzu jeszcze ebooki! Elektronika niech jednak pozostanie dla Was tajemnicą... Zdradzę tylko ,że ostatnio nadrabiałam Śliweczkę ;P



Wiadomo ,że w pierwszej kolejności przeczytam to co wypożyczyłam z biblioteki. Reszta książek będzie się pojawiała wedle moich zachcianek i humoru.

niedziela, 14 lipca 2013

Spotkanie blogerów w Sopocie!

A może nad morze? Z książką do Zatoki Sztuki...



Pewnego chłodnego dnia narodził się pomysł ,żeby zorganizować spotkanie blogerów z Trójmiasta... 
Bookfa i Beata Kobierowska osiągnęły zamierzony cel i dzięki ich zaangażowaniu mieliśmy możliwość się spotkać w Zatoce Sztuki.

Na spotkanie wybrałam się razem z Sandrą. Na początku byłyśmy  zestresowane ,ale bardzo szybko znalazłyśmy wspólne tematy do rozmowy i nie czułyśmy się już skrępowane.

Na miejsce dotarłyśmy chwilę przed czasem ,ponieważ naszymi środkami transportu były rowery. Nasze zmęczenie minęło równie szybko jak się pojawiło. Wszystko za sprawą niesamowitych atrakcji przygotowanych przez kochane organizatorki! 

Każdy przyniósł masę książek do koleżeńskiego bookcrossingu ,więc nie sposób było wyjść ze spotkania z pustymi rękami....

Sponsorami spotkania byli: Literacki Sopot ,Literacki Egmont oraz Audioteka.pl .

Poznałyśmy wspaniałych ludzi ,z którymi mamy nadzieję utrzymać kontakt ,aż do następnego spotkania ,bo jesteśmy pewne jednego - to się musi powtórzyć!

Jedną z najwspanialszych atrakcji była mini sesja zdjęciowa z książkami ,którą wykonała Ana Matusevic.
Oto rezultaty:
Połowa ekipy istnieję by czytać...

Sandra Rz.

Agatha Ch.

A jak mijają Wam wakacje?
 Macie jakieś ciekawe plany na ten czas?

A oto video-relacja naszych nowo poznanych znajomych z recenzjum.blogspot.com :



P.S. Jeżeli ktoś posiada zdjęcia ze spotkania to proszę o przesłanie ich na mojego maila: agatha.chizynska@gmail.com

czwartek, 11 lipca 2013

"Podzieleni" - Neal Shusterman

„(…) skoro ich własnym rodzicom nie zależało na nich wystarczająco mocno, żeby ich zatrzymać, to kto będzie chciał ich w niebie?”
Świat zmienia się, bo ludzie się zmieniają. Nigdy nie uzyska się konsensusu, jeżeli dwie strony konfliktu mają zbyt wielką dumę i zbyt wielką wiarę w swoje ideały. Jednak świat się zmienił. W obecnych czasach kłócimy się o możliwość aborcji, debatujemy o znaczeniu życia, wciąż szukamy nowych rozwiązań dla niechcianych dzieci. Kto wie? Może za kilkanaście lat świat będzie wyglądał tak, jak w "Podzielonych"...

Proces podzielenia to jedyne sensowne rozwiązanie problemów. Za co można zostać Podzielonym? Za sprawianie problemów wychowawczych - jak Connor. Kiedy mieszka się w sierocińcu i ma się jedynie przeciętne zdolności - jak Risa - również zakańcza się swój normalny żywot. A dlaczego by nie zrobić z tego pewnego święta, i nie poddawać podzieleniu co dziesiąte dziecko w rodzinie? No pewnie, bo każdy powód jest dobry, aby zostać Podzielonym. 

Connor i Risa nie chcą umierać. Mówi się, że po podzieleniu człowiek nadal żyje, wciąż świadomość funkcjonuje w jego częściach ciała, ale kto to wie na pewno? Bo podzielenie nie jest niczym innym jak rozdzieleniem ciała na podsystemy, potem zamieniane na produkty zastępcze. Gdy twoje oczy nie są już tak sprawne jak kiedyś możesz je wymienić, za drobną opłatą, na lepsze i młodsze. Jednak czy można kogoś tak po prostu rozczłonkować nie uśmiercając go? Mówią, że własnie na tym to polega.. 

Connor powoduje wypadek na autostradzie, a tym samym daje szanse ucieczki Risie, która była przewożona do ośrodka gdzie odbywa się podzielenie. Chłopak ucieka się do drastycznych środków, bierze zakładnika, Levi'ego - dziesięciorodnego. Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo poirytowany był Levi. Miał zostać złożony w ofierze, przez podzielenie, a tu nagle zjawia się jakiś agresywny chłopak i zabiera go gdzieś w las. Losy tej trójki zostały połączone, i mimo, że na ich drodze będzie wiele przeciwności to nie da się tak łatwo rozdzielić czegoś co zostało tak fundamentalnie połączone.

Risa i Connor będą próbowali przetrwać, a Levi zrobi wszystko aby od nich uciec. Będą to na prawdę interesujące zmagania.
Nie są jedynymi Podzielonymi, którym udało się zwiać. Gdzie się podziewają w takim razie? Na pustyni. I tam własnie podświadomie zmierzają nasi bohaterowie. Bo ich głównym celem jest przeżyć do osiemnastych urodzin. Wtedy odzyskają wolność i bezpieczeństwo.

Ta książka coś w sobie ma. Niewątpliwie jest oryginalna. I stawia sprawę jasno, że świat jest brutalny bo ludzie takim go czynią. Opisy są w porządku, a bohaterów bardzo polubiłam. Sama treść tej książki jest nieprzewidywalna i z ogromną przyjemnością czyta się o przygodach tej trójki. Jest też wprowadzony wątek romantyczny, ale jest wyważony i jest go niewiele, tylko żeby bohaterom żyło się lepiej, i żeby nadać fabule trochę napięcia. W trakcie poznajemy też innych wartościowych bohaterów, co jest fajne, bo autor stara się abyśmy dobrze poznali społeczność tego świata a nie ograniczali się do głównych bohaterów. Neal odwalił kawał dobrej roboty w przedstawieniu praw tam rządzących, całej polityki, skutków i przyczyn, jednym słowem, podstawa jest skonstruowana na pięć. Ale coś mi tu nie gra. Wydaje mi się, że to przez styl jakim pisze autor. Niby dotyka poważnej problematyki, i samo myślenie jest dobre. Sprawia, że Czytelnik zastanawia się nad samą istotą życia. Autor zmusza Czytelnika do refleksji. Ale sądzę, że za mało w tym wszystkim dojrzałości. Odniosłam wrażenie, że miała być to książka przeznaczona dla młodzieży, o podłożu fantastycznym. Jednak ja czytając tę książkę szukałam poważnych przemyśleń, a otrzymywałam jedynie wstępy do fantastycznych zdarzeń. Czy liczyłam na obyczajówkę? - nie. Ale autor wybrał tak wspaniały temat, tak dobrze do tego podszedł, że wolałabym aby to w całości była wnikająca do serca, wzruszająca historia, a nie jakich gniot dla nastolatków. Szkoda, że taki potencjał się zmarnował. Nie mniej jednak jest to dobra książka. Mają powstać następne części, których jestem ciekawa i które z pewnością przeczytam.


Strony: 445


środa, 10 lipca 2013

Fragment "Złodzieja dusz" Anety Jadowskiej




Oto Dora Wilk – policjantka i wiedźma w jednym. Do obu stron osobowości podchodzi śmiertelnie poważnie, przez co ma ręce pełne roboty i podwójną porcję kłopotów.

W Toruniu w dziwnych okolicznościach ginie staruszka. W alternatywnych miastach giną magiczni i to Dorę wybrano, by rozwikłała zagadkę. Razem z ekipą do zadań specjalnych: aniołem i diabłem wkracza do akcji. Jedno jest pewne – nie będzie grać zgodnie z regułami.

Stado nadprzyrodzonych, morderstwa i śledztwo – to zdecydowanie nie jest kolejne love story.

wtorek, 9 lipca 2013

[Przedpremierowo] "Moja siostra mieszka na kominku" - Annabel Pitcher


Życie Jamiego zmieniło się bezpowrotnie 9 września ,kiedy jego starsza siostra Rose padła ofiarą ataku terrorystycznego. Od tego chwili minęło już sporo czasu... Jamie ma dziesięć lat i obserwuje zachowanie swoich bliskich. Wszyscy są smutni ,ale chłopiec nie rozumie dlaczego. Zdaje sobie sprawę ,że to przykre ,iż jego siostra odeszła. Nie pamięta Rose i ma dosyć ciągłego opowiadania w kółko historii jaką byłą idealną córką i zachowywania się tak jakby ona w tej chwili żyła. Z jego zdaniem zgadza się jego starsza siostra Jes ,dla której zmarła była bliźniaczką. Ona z kolei ma za złe ,że patrząc na nią wszyscy tak na prawdę widzą tylko Rose zamiast niej.

Dzieci starają się być wyrozumiałe ,ale nie mogą się pogodzić z faktem ,że ich matka porzuca ich dla  faceta z grupy wsparcia. Oliwy do ognia dodaje także ojciec ,który nie radząc sobie z domowymi obowiązkami zaczyna zapijać smutki i przesypiać na kanapie całe dnie.

Gdyby jeszcze mieszkali tam gdzie wcześniej ,ale przeprowadzają się kawał drogi od Londynu... Jamie trafia do nowej szkoły ,w której zaprzyjaźnia się z tajemniczą dziewczynką o imieniu Sonya. Ona jest dla niego oparciem w trudnych chwilach ,a zarazem motywuje go do zmiany nastawienia wobec kolegów ze szkoły. Wszystko byłoby piękne gdyby nie fakt ,że ojciec przez pół życia wpaja mu nienawiść do muzułmanów...

Jak poradzą sobie Jamie i Sonia?

Czy dadzą radę zmienić coś w postrzeganiu dorosłych?

Co się stanie z bliskimi Jamiego?

Po lekturze mogę z całą pewnością stwierdzić ,że Annabel Pitcher to dobrze zapowiadająca się pisarka. Swoim talentem i drobiazgowością przewyższa wielu autorów goszczących obecnie na listach bestsellerów. "Moja siostra mieszka na kominku" to jej debiut ,ale w niedalekiej przyszłości doczekamy się Polskich wydań jej dwóch kolejnych książek ("Ketchup Clouds" oraz "The Puppet Masters").



"Moja siostra mieszka na kominku" to jedna z najlepszych książek jakie udało mi się przeczytać. To wprost niewiarygodne ile rzeczy mi uświadomiła! Przez cały dzień nie mogłam jej odłożyć na półkę ,ponieważ byłam tak poruszona jej treścią ,że musiałam się dowiedzieć co będzie dalej. Tematyka książki wymaga skupienia i spokoju. Powieść wywierała na mnie bardzo skrajne uczucia i emocje. Były momenty kiedy płakałam oraz takie kiedy nie mogłam opanować śmiechu. 

Świat oczami małego dziecka przeważnie często jest wesoły ,beztroski ,a wręcz bajkowy. Niestety tym razem Jamie przedstawi nam gorzką prawdę na temat tego jak wygląda jego sytuacja rodzinna. Miałam łzy w oczach czytając fragmenty książki ,w których ten mały ,bezbronny chłopiec musiał ukrywać to ,że jego najlepszym wakacyjnym wspomnieniem jest oglądanie bajki z siostrą. Zamiast tego snuł wymyślone historie wycieczek z rodzicami i bliźniaczkami.

Lubię czytać coś co wyzwala we mnie lawinę niekontrolowanych myśli. Tym razem zadawałam sobie pytania:

Sytuacja ,sytuacją ,ale gdzie w tym momencie była ich dalsza rodzina ,znajomi i sąsiedzi?

 Dlaczego w domach dotkniętych tragedią taką jak śmierć lub choroba bliskiej osoby ,nagle wszyscy znikają? 

Przecież takie osoby z pewnością potrzebują dodatkowego wsparcia ,rozmowy albo po prostu obecności kogoś bliskiego. Nikt niczym się od nich nie zarazi ,ani tym bardziej nie zostanie przez tych ludzi skrzywdzony. Wręcz przeciwnie ,zyska ich ogromny szacunek i wdzięczność. Kiedy ktoś ma jakiś problem ,jego odruchem jest szukanie pomocy ,ale komu ma się wygadać? Obcym ludziom ,którzy go nie znają i nie rozumieją?
Żałoba nie oznacza nieustannego smutku. Nie jest to także obowiązek nieustannego żalu i rozpamiętywania dawnych czasów ,jak to jest interpretowane przez inne osoby niezmagające się z takimi problemami.

"Moja siostra mieszka na kominku" to piękna ,życiowa i wzruszająca książka. Jest diamentem pośród kiczu i tandety dostępnej ostatnimi czasy na rynku wydawniczym.  Jest szczera i sprawia ,że czytelnik zapamięta ją na długi czas. Każdy bez względu na wiek znajdzie w niej coś co go zainteresuje. Są w niej obecne wątki: rasizmu ,bólu ,cierpienia ,przyjaźni oraz dojrzewania.

Polecam tę książkę każdemu kto uważa się za osobę pełną wrażliwości i empatii lub ceni książkę Alice Sebold - "Nostalgia Anioła".

Zagraniczne okładki:




Moja ocena: 6+/6

Źródło: egzemplarz recenzencki


Za egzemplarz recenzencki uśmiecham się do wydawnictwa:

Wywiad z p.Piotrem Kołodziejczakiem



Czy od zawsze wiązał Pan swoją przyszłość z pisaniem książek? 

Nie, jeśli ktoś w młodości powiedziałby mi, że kiedyś zostanę pisarzem, nie uwierzyłbym. Dopiero gdy napisałem swoją pierwszą książkę, pomyślałem, iż mógłbym przecież napisać następną, a potem pomyślałem o kolejnej, a potem... aż zrobiło się siedem powieści.


 W jaki sposób rozwijał Pan swój talent (bo wiadomo, że od razu książki Pan nie napisał)?

Kiedyś byłem dziennikarzem, bardzo dużo czytałem prasy i, rzecz jasna, książek. Dziennie potrafiłem przeczytać kilkadziesiąt gazet i czasopism, a do tego w języku obcym. Wyrobiłem w sobie zdolność czytania fotograficznego. Skanowałem wzrokiem strony, nie musiałem czytać od lewej do prawej. W mojej redakcji tę umiejętność posiedli wszyscy. Zdobywałem wiedzę, pisywałem do dzienników, tygodników, miesięczników, tłumaczyłem też artykuły i książki. Po latach pracy w agencji prasowej postanowiłem zmienić coś w swoim życiu. Wydawało mi się, że to, co robię jest już tylko dobrym rzemiosłem, zacząłem tęsknić za własną kreatywnością, której tak wiele miałem w sobie, gdy byłem młody. Mówiąc szczerze, nie brałem pod uwagę pisania książek. Pragnąłem powrócić do działalności muzycznej. Nic jednak nie udało mi się w tym kierunku zdziałać, bo popełniłem wiele błędów. Już zamierzałem się poddać i zrezygnować z marzeń o jakiejkolwiek twórczości, ale pewnego dnia w mojej głowie zrodził się pomysł na napisanie książki i zacząłem pisać.


Kto najbardziej wspierał Pana w realizowaniu Pana literackiego marzenia?

Odpowiedź zabrzmi zapewne dość banalnie, ale prawdą jest, iż we wszystkich działaniach z tym związanych wspierała mnie najbliższa rodzina.


Czy jako początkującemu pisarzowi trudno było Panu nawiązać współpracę z wydawnictwem? I czy Pana zdaniem polski rynek literatury otwarty jest na początkujących pisarzy? 

Nie miałem akurat takiego problemu, bo przecież prasa i książki to moje naturalne środowisko i z wydawnictwem związany byłem na długo przed napisaniem mojej pierwszej powieści. A czy polski rynek literatury otwarty jest na początkujących pisarzy? Myślę, że wydawnictwa niezbyt chętnie wyciągają pomocną dłoń do młodych, nieznanych, nawet utalentowanych autorów. I nie jest to ich wina, bo takie trudne czasy nastały dla rodzimej kultury. Dla wydawcy książka jest dziś towarem rynkowym, który musi sprzedać, żeby przeżyć. To, że wydrukuje czyjąś książkę jeszcze nie oznacza, iż ktoś ją kupi. Oprócz wydawnictwa muszą nią być też zainteresowane księgarnie, a przede wszystkim czytelnicy. Niestety ci ostatni często woleliby ją wypożyczyć z biblioteki, niż kupić, bo też liczą każdy grosz. Nikomu się dziś nie przelewa, więc nie można mieć o to pretensji. Ale skutek jest taki, że wydawnictwo nie ma wyboru i zamiast podjąć współpracę z początkującymi, zdolnymi pisarzami trzyma się wciąż tych samych, sprawdzonych nazwisk albo zakupuje licencje na powieści uznanych autorów zagranicznych. Mniejsze ryzyko, łatwiejsza promocja, większa pewność zwrotu kosztów, a czasem nawet perspektywa zysków.


Książki jakiego autora/autorki ceni Pan najbardziej?

Chciałbym móc udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Na przykład powiedzieć krótko: Bułhakow i jego „Mistrz i Małgorzata”. Niestety nie mogę. U mnie zainteresowanie danym autorem z czasem mija, bowiem stale coś czytam, wciąż doznaję nowych wrażeń, które zacierają poprzednie. Jest dużo wybitnych pisarzy, których literatura mnie fascynuje. Gdy wiele lat temu zetknąłem się z twórczością Gogola, to tak mnie wciągnęła, że niekiedy potrafiłem czytać przez całą noc, a rano tylko brałem prysznic, jakieś śniadanko w półśnie i z podkrążonymi oczami jechałem do pracy. A w pracy marzyłem o kolejnej zarwanej nocy z jego literaturą. Podobnie było z Dostojewskim. Gdy wpadł mi w ręce Sapkowski stwierdziłem, że dawno nie urodził się pisarz o takiej erudycji i wyobraźni. Jeszcze kilka miesięcy temu zachwycałem się Paulliną Simons, ale potem przeczytałem, ba, wręcz pochłonąłem „Upadek gigantów” Kena Folletta i wciąż nie mogę dojść do siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy przeleciałem przez te ponad tysiąc stron i odczuwałem ogromny żal, że już po wszystkim. Dziś jego cenię najbardziej. Ale kto będzie moim ulubionym pisarzem za jakiś czas? Tego sam nie wiem.


Co lub kto jest dla Pana natchnieniem? Innymi słowy, skąd bierze Pan inspirację? 

Jest to zależne od etapu życia, na którym się znajduję. Własne przeżycia, te dobre, ale też i te traumatyczne, zainspirowały mnie do napisania pierwszych moich powieści „Wschody do nieba”, „Klępy śpią” i „Nie rób mi tego”. Kolejne książki, to już wnikliwa obserwacja rzeczywistości, analiza życia innych ludzi, związków udanych i nieudanych, problematyki, którą żyje nasze społeczeństwo, a nawet codziennych, zwykłych zachowań. Czy wie Pani, że sposób, w jaki formułuje zdania dozorca Leon z powieści „W kajdankach namiętności” jest zasługą pani kasjerki z pewnego marketu? Żeby nie było, od razu zaznaczam, że doceniam jej ciężką pracę. Niemniej pewnego dnia stałem sobie z koszykiem w kolejce do kasy i słyszę, jak zwraca się do klienta przede mną: „będzie reklamówka, zatem?”, a potem „gotówka czy karta, zatem?”, a na końcu „dziękuję, zatem”. I doznałem olśnienia. Do tego momentu wydawało mi się, że ze słowami, które są przypisane do języka jest podobnie jak z puzzlami. Muszą do siebie pasować. Okazało się jednak, że nie muszą.


Czy bohaterowie Pana książek mają jakieś cechy charakteru Pana znajomych lub rodziny?

Zacznę od tego, że nikt z rodziny nie był obecny w moich książkach. A co do znajomych... Jak już mówiłem wcześniej, moje pierwsze trzy książki w części dotyczą osobistych przeżyć. Tak więc również niektóre postacie istniały naprawdę, choć wplotłem je niekiedy w wydarzenia fikcyjne, czasem je ubarwiłem, zmieniłem imiona. Zdarzyło się też, że cechy jednego człowieka istniejącego naprawdę wystarczyły do wykreowania kilku postaci fikcyjnych. Tak było we „Wschodach do nieba”. Postać Suchego i Majora to w realu jedna i ta sama osoba. Oczywiście nie sposób w tym krótkim wywiadzie odnieść się do wszystkich postaci, występujących w moich książkach. Ale muszę powiedzieć, że taką bardzo ważną osobą, bohaterką drugiego planu w powieści „Nie rób mi tego” jest pani Jadzia. Chciałem oddać cześć Jadwidze Stańczakowej, wspaniałej kobiecie, niewidomej poetce, powiernicy i współpracownicy Mirona Białoszewskiego. Poznałem ją w ostatnich latach jej życia, na początku lat dziewięćdziesiątych. Zaprzyjaźniliśmy się. Wywarła na mnie ogromny wpływ. W sposób niezwykły postrzegała świat i dzieliła się tym ze mną. Do dziś nie mogę sobie darować, że tak mało czasu z nią spędziłem i że za jej życia nie doceniałem, jak pięknym była człowiekiem. W „Nie rób mi tego” postarałem się choć w jakimś stopniu przekazać to, czego mnie nauczyła. Że można patrzeć i nie widzieć albo nie widzieć i patrzeć. Można mieć doskonały wzrok, ale tak naprawdę być ślepcem. Inaczej mówiąc, ważne jest postrzeganie świata ze zrozumieniem. Niestety często otaczają nas ludzie, którzy, mówiąc delikatnie, nie bardzo dają sobie z tym radę. I jeszcze jedno. Jadwiga Stańczakowa była kimś bardzo poszkodowanym przez los, ale mimo to miała w sobie wiele optymizmu. Dzięki niej zrozumiałem, że osoby niewidome to wspaniali, wrażliwi ludzie, od których, zapewniam, można się wiele nauczyć i dowiedzieć o życiu. A wracając do sedna pytania, powiem, że w czterech ostatnich moich książkach, „Puść już mnie”, „Bo wiesz...”, „Kobieta niespodzianka” i „W kajdankach namiętności”, wszyscy bohaterowie są już wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Wszelkie podobieństwa do osób, które znam mogłyby być tylko dziełem przypadku lub mojej podświadomości.


"Ale moje powieści są adresowane również do mężczyzn, bo chcę, żeby mężczyźni wiedzieli, co tracą, kiedy nie potrafią rozmawiać z kobietami oraz wsłuchać się w to, co mówią."  - tak pisze Pan na swojej stronie. Czy to znaczy, że uważa się Pan za znawcę kobiet?

Moja chęć poznania kobiet bynajmniej nie oznacza, że uważam się za ich znawcę. Jeśli ktoś twierdzi, że dobrze je zna, to nie wie nic. Piszę o kobietach, bo uważam, iż często ich życie jest ciekawsze i bardziej skomplikowane od życia mężczyzn, a ci ostatni powinni sobie uświadomić, iż pierwszym krokiem do zrozumienia partnerki jest umiejętność słuchania. Mam tu na myśli otworzenie się na jej potrzeby i problemy. I to jest siła, którą kobieta doceni. Dominacja psychiczna, że nie wspomnę o fizycznej, która w ogóle skreśla partnera na starcie, jest tylko świadectwem braku męskości. I w ogóle wszyscy powinniśmy sobie uświadomić, niezależnie od płci, że trzeba rozmawiać i wykazywać się cierpliwością. Nie oczekujmy identycznych zachowań czy sposobów myślenia. Nie ma dwóch takich samych ludzi. Człowiek nie schodzi z taśmy produkcyjnej jak telewizor czy inny produkt tej samej serii. W momencie narodzin jest już niepowtarzalny...


Mógłby Pan pokrótce opisać w jaki sposób powstają Pana powieści? Ma Pan jakieś swoje specjalne rytuały?

Powieści najpierw powstają w mojej głowie, a dopiero potem zaczynam je pisać. Oczywiście, gdy siadam do komputera, to nie wiem jeszcze wszystkiego. Wiem o czym będzie książka, jak się zacznie i czasem też jak skończy. To, co nazwalibyśmy środkiem powieści, rodzi się w trakcie pisania. Nie zawsze wiem nawet, w którą stronę potoczy się akcja. Staram się przeniknąć do moich bohaterów i być wśród nich, obserwować, lecz za bardzo im nie przeszkadzać. Może to zabrzmiało trochę dziwnie, ale taka jest prawda. Kiedy piszę powieść, wtedy moje życie wygląda dość szczególnie, robi się trochę rozdwojone. A jeśli chodzi o rytuały... Tam, gdzie w moich książkach znajdzie Pani opisy, może nawet trochę metafizyczne, albo fragmenty mówiące o miłości, na pewno podczas pisania towarzyszyła mi muzyka.


Wiemy, że posiada Pan wiele zainteresowań, czy łączy je Pan w jakiś sposób? A może jednak zaangażowanie w tak wiele pasji jest dla siebie konkurencyjne?

Muszę je ze sobą łączyć. Po prostu nie mam innego wyjścia. Rezygnację z którejś z pasji uważałbym za życiową klęskę. Po studiach zrezygnowałem z muzyki i potem długo czułem się człowiekiem przegranym, niepełnowartościowym, który zdradził własne marzenia. Dopiero po latach otrząsnąłem się, zdałem sobie sprawę, iż mam tylko jedno życie i muszę o siebie walczyć. Zrozumiałem, że nie wolno mi odkładać tego na później, bo to tchórzostwo, chowanie głowy w piasek. Staram się więc pisać powieści najlepiej jak potrafię, staram się też komponować muzykę najlepiej jak potrafię. Te dwie pasje są wobec siebie najbardziej konkurencyjne. Co z tego wyniknie, pokaże przyszłość.


My mieszkamy w Gdańsku, Pan urodził się w Warszawie, czy mógłby Pan wskazać istotne dla Pana miejsca, które warto byłoby odwiedzić? (W razie gdybyśmy cudem znalazły się w stolicy. :D )

Zawsze, gdy ktoś odwiedza mnie w Warszawie na nowo odkrywam swoje miasto i po prostu poznaję je lepiej. Żeby nie wyjść na ignoranta, a nawet popisać się wiedzą, studiuję te miejsca, które powinienem pokazać. Tym samym przyjazd znajomych ma dla mnie po części charakter edukacyjny. W kwestii poznawania ciekawych miejsc mam swoje spostrzeżenia. Dawniej, chodząc po ulicach, widziałem wyłącznie to, co znajdowało się mniej więcej na wysokości mojego wzroku. Jednak kiedyś, idąc Alejami Ujazdowskimi, spojrzałem w górę i dostrzegłem wspaniałe gzymsy, płaskorzeźby i rzeźby na budynkach. Byłem w szoku. Nigdy wcześniej takiej Warszawy nie widziałem. Od tego czasu staram się patrzeć na miasta, w których przebywam z innej perspektywy, powyżej własnego nosa. A moja rada jest taka, że po Warszawie warto się po prostu przejść, a poza tym zobaczyć Wilanów, Park Łazienki Królewskie, Starówkę, Muzeum Powstania Warszawskiego, obowiązkowo Centrum Nauki Kopernik i przy okazji odwiedzić parę fajnych knajp.


Intryguje nas sposób w jaki kończy Pan swoje książki, w szczególności "W kajdankach namiętności". Czy celowo chciał Pan wyrolować swoich czytelników? Do końcowych stron byłam przekonana, że winowajcą jest Justyna...

Oczywiście, że robię to celowo, choć nie nazwałbym tego wyrolowaniem, lecz wręcz odwrotnie, poszanowaniem czytelnika. Myślę, że niezależnie od tego czy jest to powieść obyczajowa czy kryminał, czytelnik powinien być zaskoczony zakończeniem. Czyż warto czytać książki albo oglądać filmy, których koniec jest oczywisty, przewidywalny od samego początku? Jeśli tylko sposób, w jaki kończę moje powieści wyzwala u czytelnika pozytywne emocje, to bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że tak było w Pani przypadku.


Czy ma Pan w planach napisanie kolejnej książki? Jeśli tak, to o czym będzie ona opowiadać?

Tak, pomału układam ją w mojej głowie. Nie mogę z oczywistych względów ujawnić szczegółów, ale ogólnie rzecz biorąc, będzie to książka o miłości. Poza tym tradycyjnie zamierzam zaskoczyć czytelnika zakończeniem, ale nie tylko...


Bardzo dziękujemy Panu za poświęcenie czasu na odpowiedzenie na nasze pytania.