środa, 15 kwietnia 2015

Save me - niemy krzyk Raskolnikowa

Lubię lektury. Ot co. Nie ma w nich tej nowoczesności ani świeżości - jak we współczesnej literaturze - tylko przedwieczne zabobony, ale to w końcu kolebka naszej kultury. Jedynie skrawek a  i często dobór jest nietrafiony. Błąd oświaty. Chociaż przecież nieomylni, wysokopostawieni, rzekomo wykształceni politycy wiedzą, co jest najlepsze dla młodych. Trochę bullshit bo gówno wiedzą. Ale nie narzekam na lektury, bo "Pan Tadeusz" oraz "Zbrodnia i Kara" są moimi ulubionymi, a to nie koniec listy. Jednak zaczęłam się zastanawiać jak to jest, że większość mojej klasy nawet nie zniża się do wypożyczenia lektury z biblioteki natomiast sięgają po dość ubogie opracowania i streszczenia. W dodatku jedynie po to aby zaliczyć przedmiot. Fajnie, że w ogóle znają tytuły a co lepiej przygotowany nawet zna imię głównego bohatera. Nie twierdzę, że jestem alfą i omegą, znawcą wszystkich ksiąg, ale dostrzegam w lekturach jakąś mądrość i są dla mnie dość ciekawe (mniejszość ale zawsze). 

Więc gdzie jest pies pogrzebany? Wydaje mi się, że w ogóle w dzisiejszych czasach mniej się czyta. Może to stereotypowe myślenie, bo w kręgu moich znajomych jednak większość czyta książki z przyjemnością. Natomiast mam odczucie, że na książki zwyczajnie nie ma się czasu. Nauka, obowiązki i ogłupiające strony internetowe. "Internety" dorwą każdego. Priorytety - lepiej przeczytać streszczenie i sprawdzian z lektury napisać na dwa a resztę zaoszczędzonego czasu przeznaczyć na matematykę (z której prawdopodobnie ledwo się zdaje) lub przedmioty, które nas interesują.
Inną sprawą jest psychika. Jeśli od małego wmawiają ci, że masz czytać te nie inne książki bo to twój obowiązek to przepraszam bardzo ale niech się nie dziwią, że ich nie czytamy. Jak germanizacja Polski się szerzyła to choćby w piwnicach i po kryjomu uczono się i czytano w języku ojczystym. Z drugiej jednak strony gdyby lista lektur była określona jako "dla chętnych" to prawdopodobnie tych zainteresowanych ze świecą by szukać. Las rąk normalnie. Nie wydaje mi się, żeby w tym temacie cokolwiek się zmieniło.. ale któż to wie. Ja nie żałuję żadnej przeczytanej lektury, jak była nudna albo napisana zbyt ciężkim językiem to odkładałam na bok i dziękowałam ale może innym razem. Do niektórych powieści trzeba też zwyczajnie dorosnąć. Tylko często nasza edukacja w tym temacie kończy się niestety na szkole średniej a i głównie w liceach bo technika i zawodówki na co innego kładą nacisk. Nikt nie powiedział, że do lektur powracać nie można, tylko powiedzmy sobie szczerze.. czy są aż tak wartościowe i interesujące, żeby pamiętać o nich mając prace, dom i rodzinę? Co ambitniejszym na pewno się chce, ale większość społeczeństwa to leniwcy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz