wtorek, 29 lipca 2014

"Dotyk Julii" - Tahereh Mafi


Dotyk Julii #1 

Beznadziejna tylna okładka. Nic tam nie ma. Tylko pusta paplanina "Zostałam przeklęta. Mam niezwykły dar". Przyznaję, wygląda to świetnie i intryguje. Ale żadnych konkretów. Otworzyłam pierwszą stronę i bach! tak poirytowana już dawno nie byłam. Kreski. Nierówne kreski! Nie jestem pedantką, ale przekreślenie zaczynające się u dołu i kończące się u góry to nie mój top. Dobra, wybaczyłam bym, w końcu nie jestem bez serca, ale każde przekreślenie żyło swoim własnym życiem. Jedne kończyły się na ostatniej literze, inne kompletnie poza literami - udręka. Oczywiście główna bohaterka od 264 dni była zamknięta w więzieniu, rozumiem, że można lekko zbzikować, ale ona mówi coś takiego: "Jestem zaskoczona, że nie zapomniałam ludzkiej mowy". Nie mogła mówić do siebie? -.- Przez pierwszych kilkanaście stron poziom agresji wzrósł u mnie z zera do tysiąca, wyobraziłam sobie jak rozrywam książkę na kawałki i palę w ognisku. Ale całe to negatywne nastawienie zniknęło, gdy w jej celi pojawił się chłopak, nie byle jaki - w sekundzie zapomniałam, że zdążyłam znienawidzić tę książkę.

Narracja pierwszoosobowa jest moją ulubioną. Jest bardzo intensywnie, wszystko przybiera kształty jakbym spoglądała na nie własnymi oczami. Nie tylko czytam. Staję się tym kto prowadzi narrację. Jak dla mnie, od dzisiaj mogę być Julią. ^^ Ona nie dotykała, ani nie była dotykana od bardzo dawna. Jest zlękniona, że mogłaby kogoś zabić. Znalazła się w więzieniu, a gdy dołącza do niej Adam, rodzi się między nimi coś intymnego. Ale także rozpoczyna się czas zmian. Będzie musiała stanąć przed decyzjami w jaki sposób wykorzystać umiejętność dar. Jest także Warner, postać, wydaje mi się bardzo złożona. Pragnie władzy, ma ku temu warunki, ale pomimo brutalności, jest w nim coś dobrego, co polubiłam. Mam nadzieję, że w dalszych częściach też będzie grał jedne z pierwszych skrzypiec.

Wszystko jest owiane tajemnicą. Nie do końca znamy genezę tego świata, właściwie w ogóle uważam, że został kiepsko przedstawiony. Bardzo dużo się o nim wspomina, o sytuacji politycznej, ale to wszystko jest dla mnie niespójne. Domyślam się, że specjalnie tak zrobiono. Julia była prawie rok w więzieniu, więc została jakby pominięta w wydarzeniach, które miały miejsce. No i gdyby od razu autorka wszystko wyjaśniła, mogłoby być nudno. Ale nie został podany nawet rok. Nie wiem czy to teraźniejszość czy przyszłość, mogłabym zgadywać ale lubię wiedzieć na czym stoję. Nawet nie wiem czy mam sobie wyobrażać otoczenie jako tożsame z naszym czy jako zupełnie coś nowego, bo niby jest podobnie, ale zupełnie inaczej. Jakby trwała tam wojna, albo już było po wojnie... sama nie wiem. Za to opisy są bardzo dobre. Uczuć. Relacji. Oraz wnętrz, Julia zwraca uwagę nawet na głupie dywany rozłożone na podłodze.

Jest gorąco, seksownie i burzliwie. Czytając miałam gromadkę kolibrów w brzuchu. Motylki. Lub cokolwiek tam chcecie. Wiem, że to zabrzmi naiwnie i pewnie mało to was interesuje, ale czułam się jakbym miała gorączkę, której nie mogę zbić. Nie powiem dlaczego, bo byłby to spoiler, ale chyba każdy był lekko przytłoczony natężeniem tych wszystkich wrażeń. Uwaga była skupiona na dwójce głównych bohaterów. I jak najbardziej jest to romans. Ale nie zapomniano też o innych wątkach. Są tacy, którzy chcą zmienić świat i wykreować go po swojemu, na własnych warunkach, używając przemocy oraz tacy, którzy się buntują.

Jestem bardzo ciekawa jak to się ułoży. Jestem spragniona dotyku Julii, bo można powiedzieć, że mnie naznaczyła. I już nie potrafię o nich zapomnieć. Pióro Tehereh mnie zaskoczyło. Bardzo lekko się czyta, wręcz pochłania. A w dodatku jest innowacyjne. Jeśli powiem, że to nowa era dla literatury, niestety będzie to przesada, ale rzeczywiście czułam, że to coś innego, nowoczesnego. Chociażby te irytujące przekreślenia. Ale ja ich nienawidzę.

Ps. Które wydanie wam się bardziej podoba - ze szklaną sukienką czy okiem?

Dotyk Julii #2
Dotyk Julii #3


wtorek, 22 lipca 2014

"Mała dziwka" - Jackie Collins


Powiem wam jak odbieram zamysł tej książki. Według mnie miało zostać w niej ujęte życie bogaczy oraz przekornie, biedaków. Sama autorka należy raczej do grupy ludzi, którzy nie muszą martwić się o to ,co pod koniec miesiąca włożyć do garnka. Podejrzewam, że od gotowania ma swoich ludzi. Ale co z tego? Nawet jeśli początkowo wyobraziłam ją sobie jako lalunię, która chciała pochwalić się swoim "wyimaginowanym" talentem pisarskim, to po tej lekturze nie mogę powiedzieć, że nic z tej lektury nie wyciągnęłam. Przeciwnie, nauczyłam się całkiem sporo. I nie tylko tego, że, ludzie wyżej postawieni są cholernie wpływowi, ale przede wszystkim, że należy brać z dystansem życie gwiazd.

Trzeba być odważnym albo spragnionym rozgłosu, aby zatytułować książkę "Mała dziwka". To własnie on mnie zaintrygował. Chyba spodziewałam się czegoś pokroju "Pięćdziesięciu twarzy Greya", ale to nie o sam erotyzm chodzi. "Mała dziwka" zwyczajnie pokazuje jakie rozkoszne i puste jest życie celebrytów.

Rozdziały podzielone są na osoby, których one bliżej dotyczą. Annabelle, Denver, Carolyn i Bobby.

Annabelle jest rozpieszczoną, mega seksowną snobką. Prowadzi agencję "Pań na telefon" i wydaje jej się, że to idealny biznes. Wykorzystuje wszystko i wszystkich, ale generalnie nawet nie pałałam do niej nienawiścią. Jest z niej typowa córeczka hollywoodzkich gwiazd.

Denver to świetna bohaterka. Taka, która się rozwija w trakcie powieści. Można określić ją jako "ta mądra", bo rzeczywiście mimo, że żyje w kolebce burżujów - Los Angeles, to nie poddaje się urokowi tego miejsca i zostaje prawnikiem. Jak dla mnie jest jedyną pełną postacią, i szczerze ją lubię.

Carolyn to kobieta, która próbuje zatrzymać swojego szefa-kochanka od odejścia, ściemą o ciąży. Błagam. Natomiast bardzo się cieszę, że później porządnie za to oberwała, bo wspomniany szef-kochanek nie za bardzo chce rozwodu z żoną, szczególnie że jest senatorem i ma.. reputację.

A Bobby jest cudowny. To bogaty i wpływowy mężczyzna, młody, piękny i z pasją. Nie jest głupi ani rozpuszczony, świetnie radzi sobie w życiu celebrytów, i uczciwie pracuje.

Tę czwórkę łączą więzi. Ale i dzielą wątki. Nie było głównego motywu, na którym opierałaby się opowieść ale przynajmniej kilka niespójnych, które mąciły mi w głowie. Nie wiedziałam czy mam się skupić na zabójstwie matki Annabelle czy porwaniu Carolyn. To drugie było o wiele lepiej opisane, i jakoś wpływało na bohaterów, natomiast ten pierwszy wątek towarzyszył nam od początku ale zdawał się być jedynie tłem. Co mnie strasznie poirytowało. Mogło być to wykorzystane jako dodatkowy element, przekształcić te wypociny w kryminał albo coś, a tu zero szczegółów śledztwa. Po prostu umarła matka, nikt się tym nie przejmuje ale każdy o tym mówi, a na koniec nagle dostajemy wiadomość kto był sprawcą. Nie spodobało mi się to.

Oprócz tego byłam ogromnie znużona. Było to intrygujące ,ale akcji właściwie brak. Dużo dialogów, mało opisów, bardziej takie wstawki, żeby czymś wypełnić strony. Jest to lekka lektura, jak się ktoś postara, to znajdzie tam jakieś przesłanie, ale było to jedynie dreptanie po płyciźnie, na granicy, gdzie przy następnym kroku mogłaby się czaić głębia. Ale nie podążyło to w tym kierunku dlatego jestem trochę zawiedziona, ale i zaskoczona, bo początkowo i tak na wiele nie liczyłam. Jakby komuś wpadła w łapki to na lato z pewnością będzie przyjemna. :)

niedziela, 20 lipca 2014

"Ogród wspomnień" - Amy Hatvany


Wiecie, chyba dla każdego przychodzi taki czas w życiu kiedy zastanawia się jak wpłynęło na niego dzieciństwo, że dziś jesteśmy tym kim jesteśmy. Myślę, że wszyscy noszą w sercu żal, związany z okresem kiedy nie byliśmy jeszcze w stanie się obronić. Dzieciństwo. Co mogliśmy zrobić w wieku dziesięciu lat? Nic. Wszystko zależało od osób, którzy sprawiali nad nami pieczę. A co jeśli sobie z tym nie radzili? Co jeśli wywołali u nas łzy każdej nocy, wykreowali potwory spod naszego łóżka i pokazali nam czym jest smutek, złość i lęk? Czy będąc dorosłym można wybaczyć błędy rodziców sprzed lat? Jak można przebaczyć, skoro to nas definiuje a koszmary przychodzą. Wciąż przychodzą...

Jeśli dobrze się zastanowimy, to każdy z nas może być taką Eden. Główna bohaterka jest już dorosła, ale wciąż nie może uwolnić się od przeszłości. Od bardzo dawna nie miała kontaktu z ojcem, i czas by go odszukać. Jest już gotowa. Gotowa wybaczyć, że się poddał. Gdy miała dziesięć lat ojciec był jej całym światem. A ona jego promyczkiem, rozpraszającym wszystkie cienie. David był chory psychicznie, właściwie nie wiadomo było co mu dolega, ale nie radził sobie sam ze sobą. Powoli wkraczał w ciemność ,aż go owładnęła. Próbował popełnić samobójstwo i od tamtego czasu się nie widzieli. Nie wrócił do domu, zabrano go do szpitala i tyle. A dwadzieścia lat później Eden chce go odszukać, bo nigdy nie przestała go kochać.

Od początku się wie, że to opowieść pełna goryczy, jednak niezwykłe były te nikłe iskierki, momenty kiedy zaśmiałam się, czując pozytywne emocje, chociaż w następnym odruchu upominałam się, że ma to być dramat pełen żalu. Bo własnie, główna bohaterka poszukuje ojca i odnajduje miłość swego życia. Przeplecione są melancholijna determinacja by nawiązać kontakt z tatą oraz odnajdywanie bezpieczeństwa w ramionach mężczyzny, który, notabene, pomaga osobom bezdomnym. Przy tej znajomości towarzyszyły mi igraszki motylków w brzuchu, przyjemnie łaskotały. Miło było widzieć, że dziewczyna ma takie wsparcie. Uczucia oparte na zrozumieniu.

2010 - obecność.
od 1989 - przeszłość.
Rozdziały zostały podzielone na osoby - oczami Eden lub jej ojca - oraz lata. Dokładnie została opisana sytuacja, a raczej ciąg zdarzeń w przeszłości. To jak postępowała choroba Davida. Jak z tym czuła się Eden. Co przeżywał jej ojciec. No i teraźniejszość, czyli głównie poszukiwania i powoli ulatująca nadzieja.

Poruszone są wątki nie tylko bezdomności, chorób psychicznych i zagubienia, ale także ogólnych problemów. Prostytucja, uzależnienia, alkoholizm. Czasem życie na dnie jest jedyną szansą na przetrwanie. Ojciec Eden tułał się po świecie i starał uspokoić potwory w głowie - nieważne gdzie był i co robił, ważne, że nie poddał się śmierci.

Bohaterów występuje mało, ale każdy jest istotny i doprecyzowany. Z paroma wyjątkami. Ale zawsze znajdą się jakieś niuanse. Zwróciłam uwagę na dużą ilość nazw. Nie są przytłaczające, wręcz odwrotnie, urzeczywistniają historię. Gdy przyglądałam się okładce, zawsze osądzałam autorkę za tytuł. Wydawał mi się protekcjonalny i zużyty, ale nie wyobrażam sobie innego. Już nie. Bo wszystko nabrało sensu, i teraz widząc myśląc o nim, zakręca się łza w oku. .

Polecam ją każdemu, który miał trudną sytuację w dzieciństwie, albo ma żale do rodziców. Ja sama takie mam, wobec ojca. Wciąż nie jestem gotowa, nie tak jak Eden, aby się z tym zmierzyć. Ale ta książka otworzyła mi oczy na pewne sprawy i dodała otuchy. Taką książkę chciałabym mieć na ciężkie dni, kiedy przeszłość nie daje wytchnienia.

środa, 16 lipca 2014

See Bloggers, czyli kolejne spotkanie w Sopocie!

Właściwie nie mamy was zbyt wielu informacji do przekazania, oprócz tej, że 16 i 17 sierpnia tego roku w Sopocie odbędzie się ogólnopolskie spotkanie blogerów See Bloggers. Nie ogranicza się ono jedynie do moli książkowych natomiast przyjmie blogerów o całej gamie tematycznej. Spodziewam się spotkać tam autorów blogów modowych, życiowych, a nawet "trochę o kuchni" itp. O ile oczywiście razem z Agatą dostaniemy się na listę. Miejsc jest 150 a zapisy ruszają już w ten piątek! 

A co konkretnie dla nas - blogerów przygotowują? Dzień pierwszy ma być typową grą wstępną. Plażowanie, chillowanie i poznawanie się. Natomiast następnego dnia mają odbywać się prelekcje. Z pewnością skończymy ten dzień mając większą wiedzę o blogowaniu, z poradami i nowymi pomysłami na siebie. Kto będzie przeprowadzał wykłady i o czym one będą mówić to wciąż tajemnica, chociaż organizatorzy powoli uginają się pod naszą siłą woli i zdradzają dzień za dniem co raz więcej informacji. A właśnie, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, możecie znaleźć profil See Bloggers na facebooku.

To świetna okazja aby się spotkać, nauczyć czegoś nowego, pogadać, no i przede wszystkim poznać nowych ludzi. Taka wartość jest nieoceniona. A domyślam się, że ten event sprowadzi do Sopotu wielu fajnych i godnych poznania blogerów.

Cóż, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to do zobaczenia w sierpniu! Buziaki! ;*

poniedziałek, 14 lipca 2014

,,Zakochać się" - Cecelia Ahern



Życie... dla jednych największy dar od losu ,aby dla innych być istnym koszmarem.
 Takie dwa różnorodne podejścia do tego tematu prezentują Adam Basil i Christine Rose. Ich znajomość zaczyna się dosyć nieszablonowo ,ponieważ poznają się podczas próby samobójczej Adama ,kiedy to usiłuje skoczyć z mostu. W wyniku niesamowitego szczęścia ,kobiecie udaje się namówić tajemniczego nieznajomego do odłożenia decyzji o zakończeniu swojego życia. Niestety ,umowa jaką zawierają ma jeden, nieznoszący sprzeciwu warunek. Christine ma czas do 35 urodzin Adama (czyli około dwa tygodnie) ,aby przekonać go do tego ,że życie ma sens. Jeżeli jej się nie uda ,mężczyzna popełni samobójstwo ,a kobieta mu w tym nie przeszkodzi. Od tej chwili rozpoczyna się walka z czasem ,który przemija nieubłaganie. 
Czy wysiłki Christine przyniosą skutek?
Jak się potoczą losy tej dwójki?


Twórczość Cecelii Ahern znam od dawna. Nie ukrywam ,że wszystkie jej książki darzę sympatią ,dlatego z wielką przyjemnością zabrałam się za ,,Zakochać się". Po raz kolejny nie zawiodłam się na tej wyjątkowej historii ,która mimowolnie przywołała wspomnienie mojej kwietniowej wizyty w kinie ,kiedy oglądałam ,,Naukę spadania". Opis widoczny na okładce powieści sprawił ,że od razu przeniosłam się z uśmiechem do tego dnia ;)

Dodatkowo cieszy mnie fakt ,że wygląd okładki najnowszej powieści Ahern doskonale współgra z czytaną przeze mnie książką ,,Sto imion". Nie ,żebym była pedantką ,ale kwestia wizualna ma dla mnie chociaż minimalne znaczenie.

Sam zamysł historii poprzez wyraźne podobieństwo do wspomnianego przeze mnie wcześniej filmu ,traci dość dużo na oryginalności. Ale w pewnym momencie książki przestało mi to przeszkadzać. Tak bardzo zainteresowałam się postacią Adama ,że straciłam głowę i przestałam racjonalnie myśleć! Połączenie tajemnicy ,pięknej buzi i nutki sarkazmu zmiksowanej ze skłonnościami autodestrukcyjnymi to coś ,co zrobiło na mnie ogromne wrażenie i dlatego w tym momencie powinny się rozlec wielkie brawa dla autorki. ;)

W książce znalazła się jedna rzecz ,która wybitnie mnie irytowała. Christine... Niby taka empatyczna, miła i pomocna ,ale cały czas wydawała mi się bezosobowa oraz nijaka. Sam fakt, że nie umie żyć bez poradników ,wprawiał mnie w zdumienie i jednocześnie znużenie. Osobiście, bardzo cenię bohaterów wyjątkowych ,mających w sobie iskrę energii. Niestety Christine mi tego nie zapewniła ,jednakże w pewnym sensie zastąpił ją Adam. Dziewczyna kryła w sobie niesamowitą tajemnicę ,która ostatecznie sprawiła ,że częściowo mogę jej wszystko wybaczyć.

Książka jest skonstruowana tak ,że wszystko dzieje się wedle harmonogramu. Sama budowa rozdziałów, przywodzi mi na myśl poradniki ,tak bardzo uwielbiane przez Christine. Jest to moim zdaniem miłe nawiązanie do treści książki ,sprawiające ,że przyjemniej się ją czyta.

Historia mimo swojej pesymistycznej tematyki jest bardzo wesoła! Pokazuje ,że można wyjść na prostą z każdej ,nawet najtrudniejszej sytuacji. Z przymrużeniem oka prezentuje losy ,początkowo obcych sobie ludzi ,których los splata ze sobą tak mocno ,że nie mogą się od siebie uwolnić. ,,Zakochać się" to doskonała propozycja czytelnicza dla wszystkich ludzi chcących docenić to co ich otacza oraz dostrzec małe rzeczy ,na które na co dzień nie zwraca się uwagi. Powieść daje nadzieję na lepsze jutro i skłania do refleksji. Jeżeli lubisz tak sugestywne książki ,nie czekaj. Zmień swoje spojrzenie na świat, chociaż na chwilę! Przeczytaj najnowszą książkę Ahern ,a na pewno to osiągniesz. 

sobota, 12 lipca 2014

Spotkanie z blogerami, autorami... a może nad morze?

fot. Iza Tusk
Czas na relację! W sobotę miałyśmy okazję uczestniczyć w spotkaniu blogerów w Sopocie, co tu dużo mówić - było cudownie! Tak jak i w zeszłym roku (tu wpis) organizatorkami były Beatka z "Co warto czytać?" oraz Bookfa z "Lost.in.the.library". Jesteście świetne, bardzo dziękujemy za trud jaki włożyłyście w przygotowania. :) Kto nie był na "A może nad morze? Z książką 2" niech wyrywa włosy z głowy i już teraz odnotuje w kalendarzu spotkanie wakacyjne na 2015 rok (na które bardzo liczymy ;p). 


Co się działo na spotkaniu? Przede wszystkim dużo rozmawialiśmy. Było nas około trzydziestki. Możecie to sobie wyobrazić? Piękny letni dzień, bardzo gorąco, multum turystów, otwarcie sezonu, skromnie ubrane tancerki, kibice rozgrywek piłkarskich (bo przecież mundial wciąż trwa) oraz my - zapaleni czytelnicy, przez niektórych zwani molami książkowymi. Mimo, że w Zatoce Sztuki hałas sięgał prawdopodobnie ponad skalę akceptacji to my, zacięci w bojach, dalej dyskutowaliśmy, próbowaliśmy szczęścia w losowaniach i sprawdzaliśmy swoją pamięć fotograficzną w przygotowanym quizie. Wcale nie było łatwo się dogadać, bo stół był długi a wokół strasznie głośno, dlatego nie dałyśmy rady porozmawiać z każdym, ale może za rok uda się zorganizować jakieś cichsze miejsce. 

Nie ma co dużo się rozpisywać na ten temat, w takich spotkaniach obowiązkowo się uczestniczy. Szczególnie, że istniała możliwość swobodnego porozmawiania z autorami, a nawet wybłagania dedykacji. Takim sposobem poznałyśmy m. in. Małgorzatę Piekarską, Marzenę Nowak czy Ewę Formellę. A od pana Mirosława Tomaszewskiego mamy kilka miłych słów spisanych na egzemplarzach "Pełnomocnika", otrzymać książkę razem z dedykacją to zaszczyt!


Moje zdobycze (Sandry)
A, mówiąc o książkach, wypadałoby pochwalić się zdobyczami. Bardzo dziękujemy sponsorom, którzy w tym roku byli wyjątkowo hojni. Nie możemy także zapomnieć o wymianie książkowej - bookcrossing, idealny sposób na odświeżenie swojej biblioteczki. :) W każdym razie, powrót do domu rowerami (dbamy o ekologię.. a raczej oszczędzamy na biletach) nie był taki prosty, obładowane książkami wlekłyśmy się niemiłosiernie. Muszę pamiętać, żeby na następny rok zainwestować w porządny koszyk! 

Nie da się opisać ile zyskałyśmy przez te kilka godzin spędzonych w Zatoce, ale..  zasłodziłyśmy się ogromnymi babeczkami ( zawartość masła była zabójcza). Blogerzy, których uwielbiamy i czytujemy nabrali wyraźnych kształtów - oni mają twarze, każdy inną, i bardzo wiele do powiedzenia! Także my, chyba stałyśmy się im bliższe. Porozmawiałyśmy z autorami, nie tylko o samych książkach ale także jak zabrać się do pisania, skąd czerpać inspirację. Bardzo pouczające, a przede wszystkim motywujące. Jeśli kiedykolwiek zaczęłabym pisać, to właśnie ten moment określiłabym jako brzask jakichkolwiek myśli na ten temat.

Jeszcze raz chciałybyśmy podziękować organizatorkom (dwóm Beatom ^^), sponsorom oraz wszystkim obecnym. Tym, którzy byli najbliżej nas, jak i z przeciwnego krańca stołu. Atmosfera była cudowna, miło było zobaczyć ponownie znajome twarze. A także nawiązać nowe znajomości. Do zobaczenia za rok! ;*

sobota, 5 lipca 2014

"Ofiara w środku zimy" - Mons Kallentoft

Komisarz Malin Fors #1

W kryminałach kolejność nie ma znaczenia? Bullshit, dla mnie ma. Każda sprawa jest inna, fakt, ale nie tylko morderstwo się liczy, a co z bohaterami? Bohaterów trzeba poznać od początku do końca, inaczej ich obraz się rozmaże i pozostaną jedynie jako imiona na papierze. Dlatego jeśli ktoś chce poznać komisarz Malin Fors, niech zacznie od "Ofiary w środku zimy", you`re welcome.  

Linköping. (Ktoś jeszcze ma ochotę zapytać skandynawskich autorów czy mają specjalne sposoby jak wymówić a przede wszystkim zapamiętać te nazwy?) Czas: Luty. Już dawno nie było tak zimno. Trzy warstwy ubrań to stanowczo za mało. Jeśli komuś marzy się zespolić lampę uliczną z językiem to ten czas i to miejsce byłyby idealne. Malin Fors jest bystra, zawzięta i ma trzynastoletnią córkę, Tove (dla mnie już zawsze pozostanie Love, zgubna gra słów; 1:0 dla Kallentoft'a). Z pewnością polubiłam Malin, za charakter. Ta kobieta jest taka naturalna i nieporadna, że czułabym się źle nie lubiąc jej. Fakt, nie nadaje się na matkę (jest beznadziejna w tej roli) jednak jako policjantka całkiem, całkiem sobie radzi.

Przyznam się, że kryminały mnie intrygują. Czasem sprawa sama się rozwiązuje a niekiedy zamyka się ją w pudle, by uzyskała przydomek "przedawnione". Jednak morderstwo to morderstwo. Ktoś stracił życie. Ktoś zabił. To ogromna odpowiedzialność dowieść prawdy. To ostatnia chwila by tchnąć w to martwe ciało pozostałości życia. By samo opowiedziało swoją historię, i było zapamiętane jako człowiek, a nie kupa mięsa. Malin Fors jest policjantką, która odkrywa wszystkie karty, aby dowiedzieć się kto jest mordercą. 

Kompletne pustkowie. Dziesiątki stopni na minusie. Trup. Na drzewie. Ten mężczyzna, gruby, nielubiany, poniżany, bez rodziny.. ma historię. A Malin jest jedynym wolnym słuchaczem. Czas zacząć wykład. 

Ta sprawa otworzy wiele drzwi, poruszy niejeden wątek, a na końcu i tak nie będziecie zaskoczeni. Szczerze mówiąc, już w połowie wiedziałam kto jest winny. Do końca nie domyśliłam się dlaczego, nie znałam całej historii ,ale wiedziałam kto zabił człowieka z drzewa. Ale jest coś jeszcze. Kobieta zgwałcona w lesie. Jej losy to właściwie jeden z głównych wątków. I jak, jak można rozbudzić rządzę wiedzy a na końcu zostawić nas z niczym?! Wciąż nie wiem kto ją zgwałcił. Rozumiem, może sami mamy do tego dojść, może nie, ale to mnie tak dręczy, że wykrzyczałabym to pytanie Kallentoft'owi prosto w twarz i nikt by mnie nie powstrzymał. Tak się nie robi. Za to go pokochałam. Potrafi stworzyć niesamowitą aurę. Przeniósł mnie tam. Przez te kilka godzin byłam Malin Fors i szukałam odpowiedzi. I wcale nie przeszkadzało mi, że wiem kto zabił. Malin też to wiedziała. Ważne były pytania, na które nie znałam odpowiedzi.

Podobał mi się klimat tej powieści, nie mroczny, bardziej śnieżno biały. Tak jak jest tą porą roku: biało, zimno, i pusto. Nikt nie wychodzi z domu. Opisy były dobre, bez zbędnych epitetów, nie za dużo, nie za mało. I to co odróżnia ten kryminał od reszty to życie prywatne pani komisarz. Znaczy, ona właściwie każdą wolną chwilę oddawała na poczet śledztwa, jednak bardzo dobrze została opisana jej relacja z córką. I nie tylko jej, bo przecież nie pracowała sama. Jej koledzy i koleżanki z pracy też mają życia, i fajnie, że je poznaliśmy. Chociaż jak na mój gust mogłoby być o tym trochę więcej napisane. 

Przymknęłam oko na zbytnią szczegółowość. Niektóre rzeczy były zbyt dokładnie opisane, szczególnie, że nie wnosiły nic do sprawy. Fajne są takie tropy, które się sprawdza, ale na końcu i tak okazują się ślepym zaułkiem. Ale, na Boga, za dużo tego było. Za dużo. Nie zaprzątałam sobie głowy zapamiętywaniem tych pobocznych elementów. 
Myślę, że gdybym czytała to w mroźny, zimowy wieczór to ta część zrobiłaby na mnie jeszcze większe wrażenie, ale mimo, ciepłego lata, przyjemnie mnie ochłodziło. A to coś znaczy. 

Komisarz Malin Fors #2
Komisarz Malin Fors #3
Komisarz Malin Fors #4
Komisarz Malin Fors #5

Ps. Nawiązanie do pór roku jest bardzo ciekawe. Prawda? Mi się bardzo podoba, te okładki i tytuły nabierają sensu jak się popatrzy na nie przez pryzmat całej serii. 

środa, 2 lipca 2014

"Przez burze ognia" - Veronica Rossi

Przez burze ognia #1

Tak sobie myślę, że jest jest to jedna z lepszych (pierwsza dwudziestka) książek z gatunku fantasy jaką miałam okazję czytać. Nie wiem co w niej jest, ale pochłonęłam ją w jedną noc. Początek - beznadziejny. Ale rozwinięcie - woooow. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. A ja lubię gdy w lekturze przeciwstawnie występuje subtelność i ogromna moc emocji. Sądziłam, że pozytywne opinie na jej temat są co najmniej na wyrost, jednak, sama stwierdzam, że nie mogę ocenić jej tylko pozytywnie lub tylko negatywnie. To taki idealny środek.

Dobra, ale przybliżę wam lekko zarys fabuły. 
Mamy główną bohaterkę, Arie, która mieszka w Revierie i funkcjonuje w świecie nierealnym. Za pomocą myśli może przenieść się do dowolnej Sfery i doświadczać wszystkiego wielowymiarowo. Dzięki wizjerowi (nakładki na oko) może jednocześnie przebywać w  odizolowanej od reszty świata kopule i bawić się na imprezie, przykładowo, w Paryżu. Na początku kompletnie nie mogłam zrozumieć jak to wszystko działa, ale wraz z rozwijającą się akcją nabierało to sensu. Aria jako postać nie jest do mnie podobna, ale to nic, bo nietrudno przyszło mi się z nią zaprzyjaźnić. 

Perry jest Wygnańcem. Urodził się poza kopułą. Miał styczność jedynie z tym co prawdziwe. Jest męski i odważny. Taki charakterny trochę. Początkowo uważa Arie bardziej jako kule u nogi, jednak potem ujawnia się jego delikatność i opiekuńczość. Perry ma bratanka dla którego jest w stanie zrobić bardzo wiele, i własnie to spowodowało, że złączyły się losy tej dwójki, Arii i Perry'ego. 


Początek, jak już wspomniałam, niczym nie zachęca. Jest nijaki, chaotyczny, taki typowy gniot. Szczerze mówiąc, za pierwszym razem dotrwałam do końca, bodajże, pierwszego rozdziału, i się poddałam. Nie da się czytać książki prawie zasypiając. Ale dałam jej drugą szansę. Akurat nie było niczego lepszego w bibliotece. Przetrwałam pierwsze rozdziały i.. wpadłam w trans. Okej, nie powinno tak być, bo pierwsze zdania są najważniejsze, ten pierwszy rozdział ma połechtać nasze zmysły, a nie zamęczać na śmierć. To dosyć duży minus, no i jest jeszcze ta cała sprawa z wizjerem i tymi Sferami. Wyczuwam duży potencjał, i mam nadzieję, że Pani Rossi nie zepsuje tego wątku, jednak początkowo nic z tego nie pojmowałam. Fakt, nie znam się na cyberprzestrzeni i takich tam bajerach, ale myślę, że można było to wyjaśnić w taki sposób, aby nikt nie miał wątpliwości jak to wszystko działa. Teraz już bardziej to rozumiem, z każdym rozdziałem wiemy coraz więcej, ale początkowo w mojej głowie miałam kołowrotek. A mój wewnętrzny chomik nie nadążał machać malutkimi łapkami. 


To co bardzo mi się podobało to ograniczenie ilości bohaterów, przez co wszyscy byli  bardzo wyraźni. Atmosfera była, powiedziała bym, intymna. Tak jakby była to historia spisana specjalnie dla mnie. Relacja Arii i Perry'ego powoli nabierała tempa. Od lekkiej nienawiści do prawdziwego uczucia. No, co jak co, ale było dość emocjonalnie. Ale i spokojnie. Tak lekko. Dojrzale. A niektóre sceny były prześmieszne. Każde z główny bohaterów ma mocny charakter, a ich dialogi rozśmieszą niejeden "ciężki przypadek depresji". Podobały mi się opisy przyrody, oraz w szerszym obrazie, cały przedstawiony świat. Nie odstaje bardzo od naszego, jest dość realistyczny. Jedynie te dziwne, nowoczesne dodatki. Mam takie odczucie, że mogłabym to podciągnąć pod post apokaliptyczne fantasy jednak autorka niewiele o przeszłości mówi, także pochopnych wniosków nie przystaje mi wysuwać. Zobaczymy co będzie w następnych częściach. 

Generalnie nie jest to żadna ambitna lektura - tylko, o własnie, idealna na wakacje. Lekka, przyjemna, zmysłowa. Ale nie jedynie romans. Jest też trochę tajemnic, ucieczka i pościg. Można na chwilę się zatrzymać i zastanowić co jest dla mnie ważne w życiu. :) 



Przez burze ognia #2


Przez burze ognia #3