piątek, 30 maja 2014

"Gwiazd naszych wina" - John Green


źródło: empik.com

Czy doceniasz to co masz?
Cieszysz się z małych rzeczy?
Czy otwierając oczy, jesteś wdzięczna losowi za samą możliwość życia?
Hazel teraz taka jest,ale wcześniej żyła normalnie, tak jak każda nastolatka. Jej całym światem były ploteczki,szkoła i książki. Wszystko się zmieniło za sprawą małego tworu - raka. Najpierw pojawił się w płucach, aby później rozprzestrzenić się na inne organy... To właśnie w takich okolicznościach poznajemy główną bohaterkę powieści Johna Green`a. Początkowo historia może się wydawać dosyć oklepana, ale drogi czytelniku... apetyt rośnie w miarę jedzenia!

W pewnym momencie konwencja książki sie zmienia. Opowieść przeradza się w dramatyczne love story na miarę nowoczesnego dramatu szekspira. Na horyzoncie pojawia się zjawiskowa postać Augustusa Watersa, przez co dotychczasowa egzystencja (tak, to słowo nie jest przypadkowe) Hazel nieodwracalnie się zmienia. Życie młodej dziewczyny nabiera blasku. Czuje się spełniona. Jednak jak zawsze, piękne chwile szybko przemijają...

,,Gwiazd naszych wina" to istna perełka, w przepełnionym komercją rynku wydawniczym. Można ją porównać z ,,Bez mojej zgody" Jodi Picoult, albo z ,,Nostalgią anioła" Alice Sebold. Mam na myśli pojawiający się w niej, a wręcz dręczący głównych bohaterów, wątek śmierci. Mimo młodego wieku, są oni obciążeni świadomością tego, że prawdopodobnie nie pożyją równie długo jak ich rówieśnicy, czy bliscy. Zastanawiają się nad sensem choroby i tym dlaczego społeczeństwo postrzega ich tylko i wyłącznie przez jej pryzmat. Po prostu pokazuje tragiczną sytuację, w jakiej nieoczekiwanie może znaleźć się każdy z nas.

Po mojej przygodzie z ,,Papierowymi miastami" nie spodziewałam się niczego szczególnego po twórczości wspomnianego wyżej autora. Tym razem, o zgrozo! Udało mu się mnie mile zaskoczyć. Tak szczerze to gdyby było inaczej to zaczęłabym się zastanawiać dlaczego na innych blogach lub na "lubimyczytać" były takie laurki i pieśni pochwalne na jego cześć. Osobiście, bardzo cenię książki dające mi trochę do myślenia ,a ta powieść właśnie taka była.

Główną bohaterką książki jest Hazel Grace. Wrażliwa, mądra i sympatyczna dziewczyna, która zmaga się z nowotworem. Z powodu choroby nie jest w stanie chodzić do szkoły tak jak inni w jej wieku, dlatego uczy się w domu na indywidualnych zajęciach. Jej jedyną rozrywką jest oglądanie telewizji i czytanie książek. O normalnych kontaktach ze swoimi rówieśnikami może zapomnieć. Od czasu do czasu spotyka się z jedną koleżanką, żeby nie stać się dziwolągiem. W sumie robi to bardziej z obowiązku, niż dla siebie. Tak trudną sytuację zauważa jej nadopiekuńcza matka, która robi wszystko, aby jej pomóc. W ten sposób powstaje pomysł uczestnictwa Hazel w spotkaniach grupy wsparcia. Początkowo, dziewczyna nie umie się na nich odnaleźć. Ma dosyć szumu wokół swojej choroby. Chciałaby przez moment o niej zapomnieć i na powrót stać się normalną nastolatką. Mówi się, że tylko krowa albo stary amisz nie zmienia zdania, ale Hazel raczej nie kwalifikuje się do tych kategorii. Dlatego nic dziwnego, że po kolejnym spotkaniu ,na którym poznaje Augustusa Watersa, zaczyna być wdzięczna matce za tak umiejętne zmuszenie jej do aktywnego uczestnictwa w spotkaniach grupy.

Pierwsze zetknięcie się Hazel z chłopakiem jest jak najbardziej przypadkowe. Trudno nawet myśleć o tym ,że jest ono dla dziewczyny impulsem do życiowych zmian. Co może być absurdalne dla normalnej, zdrowej osoby. Za pośrednictwem Gusa, Hazel uczy się jak żyć pełnią życia ,znieść strach przed zapomnieniem, czy podążać za marzeniami. Szara rzeczywistość zaczyna nabierać zdecydowanych barw. Możliwość poznania Augustusa wiele zmieniła w Hazel. Ich związek pokazał innym, że ludzie śmiertelnie chorzy potrafią czerpać z życia całymi garściami i wzajemnie się wspierać w trudnych chwilach.

Bohaterowie powieści zostali skomponowani na zasadzie kontrastów i przeciwieństw. Wśród nich można doszukać się osób empatycznych i otwartych (jak na przykład Gus) oraz tych bardziej zdemoralizowanych ,gburowatych i szczerych do bólu (jak ulubiony pisarz Hazel). Obrazuje to imponujące umiejętności Johna Greena, który nie spoczął na laurach i rozwinął główny wątek powieści ,dodając do niego kontrowersyjne postaci, które wiele dają tej historii.

Sam pomysł na książkę zyskał moją aprobatę. Na rynku wydawniczym pojawiały się jakiś czas temu powieści o ciężko chorych dzieciach tudzież osobach dorosłych. Młodzież, do tej pory była zapomniana. Wyglądało to tak jakby, ta grupa wiekowa miała nad sobą taki parasol ochronny, a przecież tak nie jest. Często także autorzy nie chcą poruszać kłopotliwych tematów, które są czasami postrzegane jako tabu. Wszyscy, i przyznaję się bez bicia, że ja też, dali się początkowo nabrać na to o czym będzie ta książka. Tak na prawdę każdy czytelnik może odbierać ją inaczej i właśnie to jest w niej najpiękniejsze. To nie sztuka napisać książkę. Sztuką jest napisać coś, co daje inspirację i mentalnego kopa wszystkim lub większości odbiorców.

,,Gwiazd naszych wina" mimo swoich zalet, ma też coś co mnie do niej nie przekonało. Trochę raziło mnie w oczy to, że Hazel i Augustus tak szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Miałam wrażenie, że to działo się ,,na wariackich papierach". No, ale cóż. Może gdyby było inaczej to książka miałaby finalnie zbyt dużo stron. Nvm.

Ostatnią rzeczą, która sprawiła ,że coś mi nie grało w powieści był fakt, że Augustus mimo młodego wieku znał tyle cytatów i wierszy. No po prostu myślę, że to trochę naciągane. Sami przyznajcie. Który normalny szesnasto- lub siedemnastolatek czyta poezję lub analizuje dla przyjemności wiersze? Rozumiem, gry komputerowe, komiksy, książki, ale żeby aż tak!? Może wynika to tylko z moich osobistych doświadczeń ,ale w takie bajki to ja nie wierzę.

Mimo tego co mi się nie podobało, było też wiele rzeczy, które wydawały mi się wyjątkowe. Wątek powieści w powieści. Czytając książkę widzimy to jak Hazel jest zauroczona swoją ulubioną książką, a przede wszystkim jej zakończeniem. Dzięki temu i burzliwej znajomości z Gusem, ma szansę odwiedzić swojego ulubionego autora. Z perspektywy czytelnika jest to na pewno obiecujące!

Sam fakt więzi łączących bohaterów i natłoku emocji był tak wzruszający, że nie mogłam powstrzymać łez.
Dlatego więc, jeżeli będziecie chcieli zapoznać się z powieścią Johna Greena, to pamiętajcie, bez chusteczek ani rusz!!!

Przygoda Gusa i Hazel skończyła się nietypowo, ale moja na razie trwa dalej. Za niedługo na pewno napiszę Wam jak mi się podobała ekranizacja tej książki, bo film wchodzi do kin już 6 czerwca. Natomiast w okolicach 4 czerwca będzie miała premierę kolejna książka Greena, więc będzie czym się ekscytować w ciągu następnych tygodni! 

10 komentarzy:

  1. Moja ulubiona książka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest moją ulubioną ,ale jest wysoko w rankingu ;)

      Usuń
  2. "Gwiazd naszych wina" to aktualnie jedna z moich ulubionych książek i na pewno będę do niej wracać! :)

    Druga sprawa, przecinki stawiamy zaraz po wyrazie, nie robimy spacji, to taka mała uwaga :p Nie dość, że niepoprawnie, to jeszcze wygląda mało estetycznie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaa. Pierwszy raz spotykam się z tym, że ktoś zwraca na to uwagę. To znak, że ktoś to czyta. To dobrze. Z drugiej strony to moim zdaniem przesada. Mało estetycznie? Trochę się czepiasz ;P

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę krótko po premierze. Piękna i wzruszająca historia. Bardzo mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że nie zwróciłam uwagi na nadmierną inteligencję Agustusa, pamiętam jednak, że spodobał mi się ten bohater - miła odmiana od tych wszystkich 'bad boyów' w młodzieżówkach. Po GNW baaardzo polubiłam historię Hazel i pokochałam warsztat pisarski p. Greena. Teraz czekam tylko na ekranizację, mając nadzieję, że odwzoruje wyjątkowość tej pozycji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja wręcz nie mogę się doczekać!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcę przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam na liście. A co mi tam, trochę się powzruszam :D

    OdpowiedzUsuń