wtorek, 30 kwietnia 2013

"Narrenturm" - Andrzej Sapkowski


 Trylogia husycka #1

Koniec świata w Roku Pańskim 1420 nie nastąpił. 
Nie nastały Dni Kary i Pomsty poprzedzające nadejście Królestwa Bożego. Nie został, choć skończyło się lat tysiąc, z więzienia swego uwolniony Szatan i nie wyszedł, by omamić narody z czterech narożników Ziemi. Nie zginęli wszyscy grzesznicy świata i przeciwnicy Boga od miecza, ognia, głodu, gradu, od kłów bestii, od żądeł skorpionów i jadu węży. Świat nie zginął i nie spłonął. Przynajmniej nie cały. 
Ale i tak było wesoło. 

 Taki tekst widnieje na odwrocie tej niebanalnej książki autorstwa polskiego, zachwalanego pisarza - A.Sapkowskiego. Gdy zaczynałam przygodę z tą sagą, kompletnie nie rozumiałam 'co autor miał na myśli'  pisząc te słowa. Teraz, po przeczytaniu Narrenturm, wciąż tego nie wiem. Jestem jednak na tyle obyta ze stylem i archaizmami ukrytymi w tej lekturze, że przeczytanie i zrozumienie staropolszczyzny nie jest dla mnie problemem. Niegdyś była to dla mnie udręka. Chociaż mój kuzyn wcisnął mi ją w dłonie i przysięgał, że mi się spodoba, to ja i tak byłam wobec niej sceptyczna. Nic dziwnego, bo już od pierwszej strony autor nie daje nam wytchnienia i męczy niedoświadczonego czytelnika serią dziwnie brzmiących archaizmów, i składni jak za czasów średniowiecznej arystokracji. Ciekawość rzecz ludzka, tak więc brnęłam w to dalej. Takim oto sposobem poznałam głupiutkiego Reinmara z Bielawy, któremu zachciało się poznać bliżej z damą niejaką. A że Reynevan - tak inaczej na niego mówiono - kochankiem był nie byle jakim to biedny narobił sobie kłopotów. 


"- Jak się czujesz?  
- Świetnie. Pewnie blask słoneczny bije mi z dupy. Zajrzyj i sprawdź. Bo mnie trudno."

Wpierw ścigała go rodzina kochanki, a dokładniej jej męża. Za co, domyślić się można. Jednak młody chłopak ma niebywałe szczęście i nieraz cało z opresji wychodzi. W co drugim mieście schronienia mu dają, bo znajomości już zdążył sobie narobić. Zresztą z porządnej rodziny się wywodzi to go wszyscy znają. W biegu wydarzeń tajemnice wypływają na wierzch i okazuje się, że magią się parał nasz przyjaciel. Co w średniowieczu zabronione było, jak wiemy. Nieświadomy narobił sobie wrogów, list nawet za nim puszczono. Szuka pomocy w kościele. Jednak biskup, znajomy jego, niewiele zrobić może. Dla Chrześcijaństwa to też nie łatwe czasy. Herezja się szerzy, nikomu ufać nie można. A Reinmar wciąż myśli o pięknej Adeli, miłości życia. Postanawia wnet, że choćby miał zginąć to z nią będzie. I wyrusza w długą drogę na spotkanie z ukochaną, która już tak bardzo Reynevana nie wielbi. Jednakże  nasz bohater w czasie swej wędrówki spotyka inne dobre dusze, nie mniej wesołe. Chociażby Szarleja, demeryta niejakiego czy Samsona Miodka. I dla sympatyków historii niejedna postać się znajdzie, na przykład Zawisza Czarny. Tak też przyjaciele, zmierzają w odległe rejony na Węgry czy Czechy, choć to różnie z tym bywało a Reynevan jeszcze nie raz się zakochał, bo nie do końca wie co miłość oznacza. 


"-Wiesz, co, Reynevan? - Samson Miodek po raz pierwszy objawił coś na kształt zniecierpliwienia - Graj ty w szachy. Tam będziesz miał wszystko wedle gustu. Tu czarne, tam białe, a pola wszystkie kwadratowe."

Wciąż się zastanawiam, jakim cudem tyle treści znalazło się w niecałych 590 stronach. Od niewyjaśnionego zabójstwa, poprzez sabat czarownic, do postawy rycerza walczącego o serce kobiety (choć może o jej wdzięki). A to wszystko przedstawione w humorystyczny, acz czasem sarkastyczny sposób. Ileż trzeba mieć w sobie pasji i umiejętności, aby przez stylizację archaistyczną przenieść czytelnika w tak odległe czasy XV wieku. Przyznam się szczerze, że czytałam Narrenturm od września ubiegłego roku, jeden rozdział tygodniowo, bo więcej znieść mój umysł nie chciał. Ale nie poddałam się. Ta książka wysysa wszystkie soki, zaprząta myśli, zmienia styl mówienia czytelnika, i choćbym miała czytać ją jeszcze rok to nie mogłabym z niej zrezygnować, bo to jest perełka w morzu innych współczesnych książek. Mogłoby się zdawać, czytając ją, że została napisana dawno temu, bo nie ma tutaj treści współczesnych, jednak to dzieło zostało wydane całkiem niedawno, bo w 2002 roku. 


"Wieża Błaznów"
To co mi się bardzo podobało w tej książce, pomijając stworzoną historię, jest fakt, że wydarzenia mają miejsce na Śląsku. Każdy na pewno choć raz był w okolicach Wrocławia, choć mieszkam w Gdańsku to doskonale wiem jak piękne są to tereny. Mimo, że nazwy ówczesnych miast nie pokrywają się zbytnio z tymi dzisiejszymi, to nie ma w tym fikcji jedynie realia. Niestety ogromną trudność sprawiało mi rozszyfrowanie niektórych zdań. Z czasem, czytanie stało się prostsze, jednak wciąż musiałam po kroć czytać słowo, i zastanawiać się co ono oznacza tak "po polsku". A tak to nie mam zbytnio do czego się przyczepić. Opisy są szczegółowe, czasem aż w nadmiarze, ale to jest to co lubię. Zbyt duża ilość nazwisk, miejsc, nieważnych wydarzeń sprawia, że po jakimś czasie człowiek wariuje. I może to na celu miał autor. Bo Narrenturm dosłownie oznacza "Wieżę Błaznów", w średniowieczu tak mówiono na współczesny psychiatryk. Kiedyś ładnym mianem określano to miejsce 'wieża dla ludzi umysłowo chorych'. Myślę, że ten tytuł idealnie pasuje do tego co wyprawia się na scenie tej książki. 
Są plusy i minusy tej lektury, z pewnością mogę polecić ją osobom, które są ciekawe staropolszczyzny i mają na tyle odwagi oraz determinacji, aby nie poddawać się, mimo naprawdę trudnej do zrozumienia treści


Następne części trylogii:

 Trylogia husycka #2 - Boży bojownicy 



Trylogia husycka #3 - Lux perpetua















Takie średniowieczne klimaty zainspirowały mnie do pytania. 
Wiecie, bez sprawdzania w internecie lub innych pomocach naukowych, jak brzmiało pierwsze zdanie wypowiedziane w języku polskim? 
Ja wiem, a ty? Sprawdź się sam!  :) 


3 komentarze:

  1. Najpierw immo wszystko chciałabym się zapoznać z Wiedźminem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak u góry: Najpierw zapoznam się z Wiedźminem, a potem zobaczę, czy autor będzie miał do mnie wstęp z innymi książkami ;)

    OdpowiedzUsuń