sobota, 31 maja 2014

"Ciepłe ciała" - Isaac Marion


R jest Zombie. Większość z nich nie ma imienia, wspomnień, niczego co choć w małym stopniu przywracałoby im człowieczeństwo. R jest troszeczkę inny. Owszem, wciąż jest trupem, żywi się ludźmi, chodzi wolniej niż ja bym się czołgała, ale wydaje się, że ma pewne naturalne skłonności do myślenia a nawet mówienia. 

Julia to dziewczyna odważna i pewna siebie. Jest wrażliwa, nie strachliwa. Stara się widzieć świat w jasnych barwach i dba o te okruchy ludzkości, które się ostały. Gdy tak długo ma się do czynienia ze śmiercią, można stać się oschłym i smutnym. Ale Julia wciąż ma nadzieje, że uda się "ekshumować" to co zostało. 


Pewnego razu dochodzi do ich spotkania, a R ratuje życie Julii (tak, własnie, Zombie uratował człowieka). R jest w stanie dowiedzieć się czegoś o niej dzięki Perry'emu. Perry to chłopak Julie, a R zjada jego mózg. Od tamtej chwili tamten podsyła mu wspomnienia a nawet niekiedy radzi i dodaje otuchy. R zabiera Julie na lotnisko i tam się nią opiekuje (i tak, ponownie, Zombie OPIEKUJE SIĘ człowiekiem). Dziewczyna zaczyna dostrzegać odmienność R, a dokładniej mówiąc, sama przyczynia się do zachodzących zmian. Ich relacja zapoczątkowała pewną reakcję łańcuchową, która zaczyna obejmować innych Zombie. Nasi bohaterowie zmagają się z własnymi zachowaniami zachowawczymi kontrastującymi z ciekawością wzajemnego poznania, jak i z brakiem akceptacji. Szczerze mówiąc ich przyjaźń, nie mówiąc o relacji damsko-zombie, jest niedorzeczna. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, więc bohaterom trudno jest się odnaleźć w sytuacji. Niemniej jednak, pielęgnują łączące ich uczucie, co wcale nie będzie proste, bo teoretycznie R jest śmiertelnym zagrożeniem dla Julie. Tylko czy społeczeństwo, do którego należy Julie, byłaby w stanie zaakceptować ich znajomość? 


Ta książka wygrywa swoją prostotą i delikatnością. Nie ma wielu wątków, jest jeden motyw przewodni, chociaż ja w nim widzę swoistego rodzaju przesłanie - "kochajmy się i dbajmy o to co mamy". Czasem nie potrzeba zrywów akcji, romansów i innych takich. Te najbardziej wartościowe opowiadają historie jednej książki, z akapitami, w których liczy się każdy detal. Najbardziej cenimy te chwile, kiedy musimy odłożyć książkę, by coś przemyśleć, zaśmiać się pod nosem lub wykrzyczeć w eter "coooo?". Jednak najbliżej mojemu sercu są lekko uniesione ku górze kąciki ust - oznaka, że rozumiem i utożsamiam się z założeniami autora. Że każda nawet najmniejsza komórka w moim ciele kocha wszystkie skrawki tej książki. Że moja dusza i dusze bohaterów stanowią jedność. Czego chcieć więcej? A własnie to czuję po tej lekturze, spełnienie i radość. 

Także nieprzypadkowy wydaje mi się wybór imion. Julia i R - Romeo i Julia. Dostałam olśnienia, gdy pewnego razu w szkole streszczałam koleżance o czym jest ta książka (oczywiście opis na okładce i motylkach niczego nie wnosił... ) i nagle bach! niczym obuchem w pierś, przecież to Romeo! Jest to para, która zmienia wszystko. Oni są idealnie do siebie dopasowani. Przeznaczenie to chyba przesadne określenie, aczkolwiek ewidentnie posiadają cechy wspólne z szekspirowskimi Romeo i Julią. 

Podobają mi się również opisy, być może nie są specjalnie wysublimowane, jednak ukazują dokładnie to co dla czytelnika jest najważniejsze. Okej, w mojej głowie krystalizuje się też teza, że "Ciepłe ciała" są prostolinijne. Coś w tym jest, bo rzeczywiście nie dostajemy zbyt wiele odczuć. Nie ma fajerwerków. Jest trochę jak na obiedzie u mamy, nudno ale koi serce. Własnie, chyba ta książka jest specjalnie dla osób, które odczuwają smutek.  Dla tych, którzy potrzebują nowej nadziei i promyczka słońca na twarzy. Polecam. ^^ 



<-- Tu macie film na podstawie książki. Zmyłką jest tytuł, bo choć wiedziałam że taka książka jak "Ciepłe ciała" istnieje, to w pierwszym odruchu ich ze sobą nie powiązałam. Ale pozytywnie mnie to zaskoczyło. Tytuł filmu to "Wiecznie żywy". Miałam okazje najpierw oglądać ekranizację, co raczej mi się nie zdarza (jestem zwolenniczką przekonania ,że lepiej zabierać się za książkę - potem za film),  ale muszę przyznać, że podobają mi się obydwie formy tej historii. 

Ktoś czytał książkę lub oglądał film? :D

piątek, 30 maja 2014

"Gwiazd naszych wina" - John Green


źródło: empik.com

Czy doceniasz to co masz?
Cieszysz się z małych rzeczy?
Czy otwierając oczy, jesteś wdzięczna losowi za samą możliwość życia?
Hazel teraz taka jest,ale wcześniej żyła normalnie, tak jak każda nastolatka. Jej całym światem były ploteczki,szkoła i książki. Wszystko się zmieniło za sprawą małego tworu - raka. Najpierw pojawił się w płucach, aby później rozprzestrzenić się na inne organy... To właśnie w takich okolicznościach poznajemy główną bohaterkę powieści Johna Green`a. Początkowo historia może się wydawać dosyć oklepana, ale drogi czytelniku... apetyt rośnie w miarę jedzenia!

W pewnym momencie konwencja książki sie zmienia. Opowieść przeradza się w dramatyczne love story na miarę nowoczesnego dramatu szekspira. Na horyzoncie pojawia się zjawiskowa postać Augustusa Watersa, przez co dotychczasowa egzystencja (tak, to słowo nie jest przypadkowe) Hazel nieodwracalnie się zmienia. Życie młodej dziewczyny nabiera blasku. Czuje się spełniona. Jednak jak zawsze, piękne chwile szybko przemijają...

,,Gwiazd naszych wina" to istna perełka, w przepełnionym komercją rynku wydawniczym. Można ją porównać z ,,Bez mojej zgody" Jodi Picoult, albo z ,,Nostalgią anioła" Alice Sebold. Mam na myśli pojawiający się w niej, a wręcz dręczący głównych bohaterów, wątek śmierci. Mimo młodego wieku, są oni obciążeni świadomością tego, że prawdopodobnie nie pożyją równie długo jak ich rówieśnicy, czy bliscy. Zastanawiają się nad sensem choroby i tym dlaczego społeczeństwo postrzega ich tylko i wyłącznie przez jej pryzmat. Po prostu pokazuje tragiczną sytuację, w jakiej nieoczekiwanie może znaleźć się każdy z nas.

Po mojej przygodzie z ,,Papierowymi miastami" nie spodziewałam się niczego szczególnego po twórczości wspomnianego wyżej autora. Tym razem, o zgrozo! Udało mu się mnie mile zaskoczyć. Tak szczerze to gdyby było inaczej to zaczęłabym się zastanawiać dlaczego na innych blogach lub na "lubimyczytać" były takie laurki i pieśni pochwalne na jego cześć. Osobiście, bardzo cenię książki dające mi trochę do myślenia ,a ta powieść właśnie taka była.

Główną bohaterką książki jest Hazel Grace. Wrażliwa, mądra i sympatyczna dziewczyna, która zmaga się z nowotworem. Z powodu choroby nie jest w stanie chodzić do szkoły tak jak inni w jej wieku, dlatego uczy się w domu na indywidualnych zajęciach. Jej jedyną rozrywką jest oglądanie telewizji i czytanie książek. O normalnych kontaktach ze swoimi rówieśnikami może zapomnieć. Od czasu do czasu spotyka się z jedną koleżanką, żeby nie stać się dziwolągiem. W sumie robi to bardziej z obowiązku, niż dla siebie. Tak trudną sytuację zauważa jej nadopiekuńcza matka, która robi wszystko, aby jej pomóc. W ten sposób powstaje pomysł uczestnictwa Hazel w spotkaniach grupy wsparcia. Początkowo, dziewczyna nie umie się na nich odnaleźć. Ma dosyć szumu wokół swojej choroby. Chciałaby przez moment o niej zapomnieć i na powrót stać się normalną nastolatką. Mówi się, że tylko krowa albo stary amisz nie zmienia zdania, ale Hazel raczej nie kwalifikuje się do tych kategorii. Dlatego nic dziwnego, że po kolejnym spotkaniu ,na którym poznaje Augustusa Watersa, zaczyna być wdzięczna matce za tak umiejętne zmuszenie jej do aktywnego uczestnictwa w spotkaniach grupy.

Pierwsze zetknięcie się Hazel z chłopakiem jest jak najbardziej przypadkowe. Trudno nawet myśleć o tym ,że jest ono dla dziewczyny impulsem do życiowych zmian. Co może być absurdalne dla normalnej, zdrowej osoby. Za pośrednictwem Gusa, Hazel uczy się jak żyć pełnią życia ,znieść strach przed zapomnieniem, czy podążać za marzeniami. Szara rzeczywistość zaczyna nabierać zdecydowanych barw. Możliwość poznania Augustusa wiele zmieniła w Hazel. Ich związek pokazał innym, że ludzie śmiertelnie chorzy potrafią czerpać z życia całymi garściami i wzajemnie się wspierać w trudnych chwilach.

Bohaterowie powieści zostali skomponowani na zasadzie kontrastów i przeciwieństw. Wśród nich można doszukać się osób empatycznych i otwartych (jak na przykład Gus) oraz tych bardziej zdemoralizowanych ,gburowatych i szczerych do bólu (jak ulubiony pisarz Hazel). Obrazuje to imponujące umiejętności Johna Greena, który nie spoczął na laurach i rozwinął główny wątek powieści ,dodając do niego kontrowersyjne postaci, które wiele dają tej historii.

Sam pomysł na książkę zyskał moją aprobatę. Na rynku wydawniczym pojawiały się jakiś czas temu powieści o ciężko chorych dzieciach tudzież osobach dorosłych. Młodzież, do tej pory była zapomniana. Wyglądało to tak jakby, ta grupa wiekowa miała nad sobą taki parasol ochronny, a przecież tak nie jest. Często także autorzy nie chcą poruszać kłopotliwych tematów, które są czasami postrzegane jako tabu. Wszyscy, i przyznaję się bez bicia, że ja też, dali się początkowo nabrać na to o czym będzie ta książka. Tak na prawdę każdy czytelnik może odbierać ją inaczej i właśnie to jest w niej najpiękniejsze. To nie sztuka napisać książkę. Sztuką jest napisać coś, co daje inspirację i mentalnego kopa wszystkim lub większości odbiorców.

,,Gwiazd naszych wina" mimo swoich zalet, ma też coś co mnie do niej nie przekonało. Trochę raziło mnie w oczy to, że Hazel i Augustus tak szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Miałam wrażenie, że to działo się ,,na wariackich papierach". No, ale cóż. Może gdyby było inaczej to książka miałaby finalnie zbyt dużo stron. Nvm.

Ostatnią rzeczą, która sprawiła ,że coś mi nie grało w powieści był fakt, że Augustus mimo młodego wieku znał tyle cytatów i wierszy. No po prostu myślę, że to trochę naciągane. Sami przyznajcie. Który normalny szesnasto- lub siedemnastolatek czyta poezję lub analizuje dla przyjemności wiersze? Rozumiem, gry komputerowe, komiksy, książki, ale żeby aż tak!? Może wynika to tylko z moich osobistych doświadczeń ,ale w takie bajki to ja nie wierzę.

Mimo tego co mi się nie podobało, było też wiele rzeczy, które wydawały mi się wyjątkowe. Wątek powieści w powieści. Czytając książkę widzimy to jak Hazel jest zauroczona swoją ulubioną książką, a przede wszystkim jej zakończeniem. Dzięki temu i burzliwej znajomości z Gusem, ma szansę odwiedzić swojego ulubionego autora. Z perspektywy czytelnika jest to na pewno obiecujące!

Sam fakt więzi łączących bohaterów i natłoku emocji był tak wzruszający, że nie mogłam powstrzymać łez.
Dlatego więc, jeżeli będziecie chcieli zapoznać się z powieścią Johna Greena, to pamiętajcie, bez chusteczek ani rusz!!!

Przygoda Gusa i Hazel skończyła się nietypowo, ale moja na razie trwa dalej. Za niedługo na pewno napiszę Wam jak mi się podobała ekranizacja tej książki, bo film wchodzi do kin już 6 czerwca. Natomiast w okolicach 4 czerwca będzie miała premierę kolejna książka Greena, więc będzie czym się ekscytować w ciągu następnych tygodni! 

poniedziałek, 26 maja 2014

"Szkieletowa załoga" - Stephen King


"Szkieletowa załoga" to zbiór dwudziestu dwóch opowiadań, które zniewalają swoim mrożącym krew w żyłach klimatem. King'owi nie można ująć talentu pisarskiego, jest mistrzem w kreowaniu atmosfery skrajnego przerażenia, a po przeczytaniu jakiegokolwiek jego dzieła mam ochotę schować się pod łóżko (mam łóżko z szufladami i tylko dlatego nigdy tego nie robię), przykryć kocem i czekać na rychłą śmierć. Na moje szczęście Pan Bóg mnie kocha, i nigdy nie zaatakowała mnie małpka kapucynka tudzież mleczarz-psychopata. W zasadzie nie bardzo wiem, jak ta recenzja miałaby wyglądać, cóż ja mogę powiedzieć? Ten kto zna King'a z pewnością doceni jego kunszt, "Szkieletowa załoga" niczym nie odstaje od innych jego książek - jest bardzo klimatyczna.

Może przybliżę wam kilka opowiadań. Jak to z nimi bywa, są te lepsze jak i te niepoprawnie odebrane przez czytelników. kiedy pisarz się stara ,ale niewiele z tego wychodzi. Dużo zabierają na wartości, moim zdaniem, krótsze opowiadania, które pomijałam (np "Lament paranoika"). Nie było ich wiele ,ale jednak. Były też takie, które zwyczajnie zanudziły mnie na śmierć. Oczywiście w większości przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Uwielbiam się bać.

Przede wszystkim "Mgła". To jest pierwsze i najdłuższe opowiadanie na liście, daje przedsmak całego "repertuaru". Stawia wysoko poprzeczkę, i jest wyśmienicie napisane. Zawiera jedynie  kilkadziesiąt (około stu) stron ale są one wypchane po brzegi grozą i różnorodnością zdarzeń. Jest rozbudowane i dopracowane. Wyobraź sobie, że idziesz na zakupy do supermarketu - makaron, garść słodyczy, pomidory w puszce - i nie możesz z niego wyjść ,bo za drzwiami znajduje się tak gęsta mgła, że nie jesteś w stanie dostrzec niczego w promieniu kilku metrów. Jak to się mówi, weszli na chwilę - zostali na dłużej. Mgła jest przerażająca, a każdy kto w nią wchodzi, już nigdy nie powraca.



"Małpa" opowiada... Cóż, o małpce kapucynce. Nigdy ich nie lubiłam, serio. Może nie o tyle są straszne, co bezczelne i cwane. Nie miałam okazji na własne oczy zobaczyć jakie są wredne, ale w każdym filmie mają ten "charakterek". "Małpa" trochę mnie rozczarowała, bo nie była ani straszna ani ciekawa, jednak plus za pomysł.

Wielką niespodzianką było dla mnie opowiadanie "Jaunting". Teleportacja to wciąż jedynie nasze marzenie, pewnie, byłoby fajnie wychodzić za pięć ósma i wciąż być w szkole przed czasem, ale nie ma tak pięknie, a King przekonał mnie, że każdy medal ma dwie strony.

Najbliżej mojemu sercu jest jednak "Tratwa", czyli jak mroczne mogą być głębiny jeziora. Mogę pływać w basenie pełnym chloru, w rwącej rzece, w morzu, które widzę z okien ,ale jezioro.. to mnie paraliżuje. Okej, uwielbiam pływać, więc nawet na jezioro się skuszę, ale to co muszę przejść by do niego wejść, oraz co czuję przy dotknięciu stopą, czegokolwiek co się w nim znajduje, to już moje paranoje.

Godne wyróżnienia są jeszcze "Edytor tekstu" i "Babcia". Richard otrzymał od swojego bratanka , na pierwszy rzut oka, normalny edytor tekstu, jednak nie był do końca normalny. To co się na nim napisało, miało swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Czyż to nie rozkoszna opcja? Szczególnie, gdy ma się syna, który nie spełnia oczekiwań.. reszty domyślcie się sami. ^^ A "Babcia"? To ciekawa historia, niebezpośrednia, taka gdzie każdy może dopasować ją do siebie. Kiedy jesteś dzieckiem a twoja babcia cię przeraża to wyobraźnia płata figle.

"Bunt Kaina" to jedno z tych opowiadań, które lubię ale nie do końca rozumiem. Niby nie chodzi o rozumienie, ale jednak. Mam niedosyt, i wciąż mnie w tym coś intryguje. Ale z opowiadaniami często tak jest. Za szybko się kończą.

King nie byłby Kingiem gdyby nie napisał naprawdę psychodelicznego opowiadania. Takim jest "Szkoła przetrwania". Ojej, co tam się dzieje.
Wcześniej czy później każdy student medycyny staje wobec pytania: jak wielki szok traumatyczny jest w stanie znieść pacjent? Rozmaite autorytety udzielają rozmaitych odpowiedzi, lecz na najbardziej podstawowym poziomie odpowiedź sprowadza się do innego pytania: jak bardzo pacjentowi zależy na tym, żeby przeżyć?
Ile byś poświecił, by pozostać przy życiu? Głodny, zdesperowany, z nikłą nadzieją na ratunek. Ile oddałbyś za cenę życia? A może przeszłoby ci przez myśl "Mmm, jak apetycznie wygląda moja noga"? Nigdy nie wiemy na ile nas stać puki nie zostaniemy przyparci do muru. 

Do opowiadań trzeba się przekonać. Ja nie jestem wielbicielką takich form, ponieważ lubię dokładnie poznawać bohaterów a nie zmieniać ich jak rękawiczki, ale muszę przyznać, że te opowiadania mają coś w sobie. Jako ciekawostkę podam, że uzbierano je z siedemnastu lat pracy King'a. Najstarsze opowiadanie "Wizerunek kosiarza" napisał gdy miał lat osiemnaście - o czym sam nas informuje na wstępie - a ostatnie przyszło mu napisać w 1983 roku. Nalegam, żeby przeczytać zarówno wstęp, który oddaje trochę humoru Kinga jak i zakończenie, które przybliża nam trochę mechanizm powstawania opowiadań - czyli skąd czerpie się inspirację.

Spis:

  • Mgła
  • Zjawi się tygrys
  • Małpa
  • Bunt Kaina
  • Skrót pani Todd
  • Jaunting
  • Weselna chałtura
  • Lament paranoika
  • Tratwa
  • Edytor tekstu
  • Człowiek, który nie podawał ręki
  • Świat plaży
  • Wizerunek kosiarza
  • Nona
  • Dla Owena
  • Szkoła przetrwania
  • Ciężarówka wuja Otto
  • Poranne dostawy (Mleczarz 1)
  • Wielkie bębny: opowieść pralnicza (Mleczarz 2) 
  • Babcia
  • Ballada o celnym strzale
  • Cieśnina

sobota, 24 maja 2014

,,Papierowe miasta" - John Green

źródło: empik.com





Moja przygoda z Johnem Greenem zaczęła się stosunkowo niedawno ,ale przerodziła się w coś niesamowitego. Początkowo nawet nie miałam zamiaru czytać żadnej z jego książek ,ponieważ byłam znudzona tym ,że na każdym blogu pojawiały się ich recenzje. Jednak kiedy po maturach wbiegłam do Empiku z obłąkańczym wyrazem twarzy ,to w amoku chwyciłam trzy jego książki i jakoś tak samo się stało ;].

Cała historia wydaje mi się dosyć niesamowita. Głównym  bohaterem książki jest Quentin Jacobsen ,który podkochuje się w Margo Roth Spiegelman - koleżance z sąsiedztwa. Wszystko się rozkręca kiedy pewnej nocy Margo włamuje się do jego pokoju i porywa go na niesamowitą wycieczkę połączoną z wieloma kawałami ,którymi karają osoby ,które im się naraziły. Dla Q, taka wyprawa to coś nowego. Dotychczas, był postrzegany jako ofiara losu i kujon. Jedynymi przyjaciółmi byli dla niego równie żałośni koledzy: Radar i Ben . Wyprawa z Margo otwiera mu oczy, sprawia również, że chłopak zaczyna zyskiwać w szkole szacunek. Wszystko jednak nieoczekiwanie zmienia się, kiedy Margo znika. Quentin za wszelką cenę pragnie ją odnaleźć. Pomagają mu w tym wskazówki pozostawione przez Margo. Tylko on jest w stanie zorientować się ,o co w nich chodzi i gdzie się ukryła...

,,Papierowe miasta" to bardzo dziwna książka. Może to wyrażenie jest banalne ,ale odzwierciedla moje przemyślenia po jej przeczytaniu. Cały czas miałam wrażenie ,że nie jestem w stanie odczytać symbolicznego znaczenia poszczególnych scen. Sam tytuł ,to bardzo wymowna wskazówka dotycząca tego co będzie kluczowym motywem przewijającym się w treści powieści. Niestety, nie mogę Wam zdradzić nic więcej! Coś musi pozostać sekretem!

,,Papierowe miasta" to powieść dla młodzieży, obrazująca poszukiwanie tożsamości i sensu wkraczania w dorosłość. Bohaterowie książki byli w tym samym wieku co ja ,więc z łatwością mogłam się z nimi utożsamiać.

Powieść podzielono na trzy części. Wraz z czytaniem kolejnych stron, miałam wrażenie ,że akcja nabiera rozpędu. Jednak dopiero w trakcie scen finalnych mogłam z całą pewnością powiedzieć ,że cieszę się z tego ,że miałam okazję ją przeczytać. Do tego momentu biłam się z myślami, czy nie porzucić czytania i przy okazji nie wyrzucić książki przez okno. Dlaczego? Byłam znudzona tym ,że w powieści było tak mało wątków. Bum! Jest tylko jeden ,do którego dopisano pare pośrednich i na tym koniec. Spodziewałam się czegoś lepszego. Zresztą sama nie wiem... Z drugiej strony, infantylność bohaterów zapewniła mi masę rozrywki. Myślałam, że eksploduję ze śmiechu czytając niektóre dialogi Q rozmawiającego z kolegami. Nie wpadłabym na to ,aby wykreować bohatera ,który nazywałby każdą dziewczynę, bez względu na wiek, królisią! Moje rozbawienie potęgował fakt ,że chłopak zachowywał się niczym nastoletni pedofil ,nakręcony na każdą dziewczynę przebywającą w promieniu 10m. Osobiście znam jedną taką osobę (razem z Sandrą) i nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu na twarzy. Sentyment do takich oryginałów pozostał ;)

Z wszystkich bohaterów pojawiających się w książce ,na pierwszy plan wysuwa się postać Margo. To nie ona jest kluczową bohaterką utworu,ale jest tak nieprzewidywalna i dynamiczna ,że trudno nie zwrócić uwagi na tak ciekawą kreację sylwetki zbuntowanej nastolatki. ,,Papierowe miasta" skupiają się na pokazaniu bezradności i niepewności Margo. To na podstawie jej rozpaczliwej ucieczki ,stopniowo poznajemy przyczynę jej postępowania. Zagłębiamy się w to, przed czym uciekała ,poznajemy ,,jej demony". To właśnie ona jest centrum wszechświata wokół którego wszystko się kręci.

Ostatnio myślałam czy ta książka miałaby sens bez niej. Otóż nie. Margo jest jedyna i niepowtarzalna. Chcąc nie chcąc, wprowadza wszechobecny zamęt. Trudno mi natomiast uwierzyć w to ,że dziewczyna w jej wieku mogła tak żywo interesować się oldschoolową muzyką i (trudną ,a wręcz nudną) poezją. Te wątki mnie całkowicie rozczarowały.

Narracja książki to mikstura oschłego i jednocześnie emocjonalnego stylu wypowiedzi. Wyczuwalna jest  w niej przemiana Q z naiwnego chłopca ,w prawdziwego i chętnego do podejmowania wyzwań mężczyznę.

Mimo moich rozterek, przeczytajcie ,,Papierowe miasta". Będziecie mieli możliwość przekonania się na własnej skórze o tym co sądzić o tej książce ,bo według mnie ma tyle samo wad ,co zalet. Niedługo przeczytam kolejne książki Johna Greena. Mam nadzieję ,że tym razem będzie o wiele lepiej.

środa, 21 maja 2014

Powrót do ,,świata żywych"...



Moje ostatnie 9 miesięcy życia ,było skupione na intensywnej nauce do matury. Z tego powodu, moja aktywność na blogu była praktycznie zerowa. Chciałabym zrekompensować Wam to ,więc chciałabym się pochwalić moją pracą życia... Jest to moja prezentacja maturalna ,którą wygłaszałam prawie dwa tygodnie temu. Nawiązuje ona do książki ,o której wspominałam na blogu. Miłej lektury!!!




Wiadomo ,że człowiek od chwili narodzin dąży powoli do nieuchronnego końca. Jednak odejście w zaświaty jest powszechnie identyfikowane z osobami wiekowymi ,a nie młodymi i mającymi jeszcze wiele czasu przed sobą -dziećmi. Omawiając temat mojej prezentacji skupię się na motywie śmierci dziecka postrzeganym z odmiennych perspektyw oraz na emocjach obserwatorów takiej tragedii, czyli bliskich zmarłego.
Motyw odejścia ze świata doczesnego jest rozumiany jako ustanie procesów życiowych i definitywny koniec życia. Jest również popularny od wielu stuleci w literaturze i sztuce. Przyczyną owej popularności ,może być: fascynacja tym ,co nieznane ,chęć przybliżenia sobie tajemnic przyszłości lub próba „oswojenia” grożącej nam śmierci.
Literatura przedstawia odejście dziecka na wiele sposobów ,jednak najbardziej popularnym z nich są utwory ukazujące cierpienie jednego z rodziców dotkniętych rozpaczą spowodowaną utratą dziecka. Można spotkać się tylko z nielicznymi tekstami opisującymi przeżycia młodych ludzi ,którzy żegnają się z życiem.

Jedną z pierwszych epok ,która wykazała się zainteresowaniem dziećmi jest romantyzm. To właśnie w tym okresie powstało przekonanie ,że sferę metafizyczną czyli na przykład śmierć mogą zobaczyć osoby ciężko chore ,wrażliwe lub młode. Utwór Goethego Król elfów lub wedle różnych przekładów Król olch lub Król olszyn ,pokazuje śmierć z perspektywy umierającego chłopca. I jest to śmierć, którą chłopiec dostrzega.

Już pierwsze spojrzenie na tytuł utworu, XIX- wiecznej ballady, jest kluczową wskazówką interpretacyjną. Według tradycji ujrzenie postaci króla olch jest równoznaczne z zapowiedzią odejścia osoby ,której się to udało. Ballada opowiada historię ojca ,pędzącego na koniu z chorym synem na ręku ,podczas wieczornej wichury.

,,-Mój synu, wciąż z lękiem twarzyczkę zasłaniasz
-Nie widzisz, mój ojcze, jak Elf nas dogania?
Król Elfów w koronie... i wlecze swój płaszcz...
-Mój synku, mgły wstają i wloką się, patrz!"

Tekst ma tylko częściowy charakter dialogu. Występuje w nim ojciec ,syn oraz król olch.- postać z zaświatów. Z rozmowy dziecka z rodzicem wynika to, że malec zaczyna opowiadać o tajemniczej postaci ,którą dostrzega w swoim otoczeniu. Nazywa ją królem elfów w postaci mężczyzny ,ubranego w płaszcz i noszącego koronę Niestety słowa chłopca spotykają się z całkowitym niezrozumieniem ze strony ojca ,dostrzegającego w wizjach dziecka omamy ,tłumacząc je mgłą ,dźwiękami szumiących liści lub cienistą sylwetką trzech wierzb w oddali. Pokazuje to kontrast pomiędzy racjonalistycznym postrzeganiem dorosłego ,a metafizycznymi ,a wręcz irracjonalnymi widzeniami dziecka. Wizje dziecka pozwalają zajrzeć na stronę ciemności ,dotychczas nieznaną ludziom.

,,Strach ojca porywa. Ostrogą spiął konia,
Wiatr ściga - a dziecko majaczy w ramionach."

Z wersu na wers widzimy jak ojciec staje się coraz bardziej zaniepokojony stanem chłopca. Jego niepokój wzrasta ilekroć synek przywołuje dostrzegane widziadła, co dla ojca- racjonalisty jest objawem pogłębienie się choroby, a dla dziecka- coraz bliższej obecności Króla i jego córek. Balladę kończy dramatyczny zwrot:

,,Na rękach syn jego już nie żył, już stygł..."

Rozpaczliwą próbę powrotu do domu ,wieńczy śmierć dziecka. Scena ta została umieszczona na końcu utworu jako klamra narracyjna w stosunku do pierwszej strofy. Ukazuje z jednej strony nieuchronność śmierci, z drugiej bezwzględność ludowej przepowiedni- typowy motyw dla literatury romantycznej.

Król elfów to dzieło pokazujące śmierć z perspektywy osoby umierającej. Głównym bohaterem utworu jest chłopiec ,nie zdający sobie sprawy ze swojego stanu ,czyli mentalnego zawieszenia pomiędzy dwoma światami: tym ziemskim i metafizycznym. Jego wizje z leśnym królem wyrażają zagubienie i dezorientację.
Z drugiej jednak strony, są tak dokładne ,że trudno nie zastanowić się nad ich realnością. Postać jaką ujrzał ma koronę i długi płaszcz. Okazuje zainteresowanie chłopcem ,oferuje mu wspólną zabawę ,złote szaty i kwiaty. Jego zachęta początkowo jest miła i nie narzucająca się ,aby w ostatnich wersach stać się nachalnym ,a wręcz brutalnym nawoływaniem ,porównywalnym swoją wymową do gróźb. Utwór ten jest wyjątkowy poprzez wyczuwalne zagubienie młodego bohatera ,który w swojej sytuacji odczuwa bezsilność ,zagubienie i lęk. Świat mistyczny i ziemski stykają się ze sobą ze zgubą dla dziecka i przerażeniem ze strony ojca.

Omówiony przeze mnie utwór Goethego ,doskonale uzupełniają ilustracje Moritza Schwinda oraz Alberta Sterner`a o tych samych tytułach.

Moritz Schwind używając stonowanych kolorów kreuje rzeczywistość przedstawioną w balladzie. Na pierwszy plan wysunął się siedzący na koniu ojciec trzymający w ramionach swojego małego,bezbronnego synka. W małej odległości od niego ,lekko wycofana, objawia się tytułowa postać króla olch ,którego ukazano niczym zwiewnego ducha. Jego wyciągnięta ręka i wyraz twarzy świadczą o tym ,że mężczyzna próbuje wpłynąć ,oczarować ,a wręcz porwać młodzieńca. Efekt ten potęguje wrażenie ,że postać fantastyczna wygląda tak jakby podążała za pozostałymi dwiema osobami. Ukazuje to powszechne przekonanie ,że śmierć potrafi brutalnie rozdzielić nawet najbardziej kochające się i oddane sobie osoby. Tak jak uczyniła to w przypadku kluczowych bohaterów ballady romantycznej. Ilustracja ukazuje także córki króla olch ,o których była mowa w tekście.

Druga ilustracja jest bardziej zagadkowa od poprzedniej. Występują w niej tylko dwie postaci- Król olch i chłopiec. Podkreśla to intymność procesu śmierci ,który przebiega za sprawą oddziaływania zjawy na dziecko. Użycie czerni i bieli sprawia ,że obraz jest przejrzysty ,a mimika twarzy osób jest bardziej sugestywna. Uwidacznia się przez to ból i rozpacz chłopca oraz konsternację i skupienie króla olszyna.

Tematyka dziecięca rozpowszechniła się w dwudziestoleciu międzywojennym a potem w kolejnych latach, aż do dziś . Przywołując twórczość poety XX lecia między wojennego, Władysława Broniewskiego, opiszę rozpacz ojca wobec śmierci córki. Ten motyw stał się popularny już za sprawą Trenów Jana Kochanowskiego ,ale ja przybliżę ten wątek na podstawie utworu pt. Trumna jesionowa z cyklu wierszy Anka autorstwa Władysława Broniewskiego.
Jestem świadoma tego ,że zaprezentuję śmierć osoby ,która w chwili odejścia była już pełnoletnia ,ale doskonale wszystkim wiadomo ,że dla swoich rodziców wszystkie dzieci bez względu na wiek pozostaną wiecznymi dziećmi (,więc mimo swojego wieku ,Joanna była przede wszystkim ukochaną córką swojego ojca. )
Do dnia dzisiejszego trwają spekulacje z jakiego powodu zmarła Joanna Broniewska-Kozicka. Wiele źródeł podaje ,że przypuszczalnie zatruła się gazem ,a inne ,w tym najnowsza biografia pisarza Broniewski-miłość ,wódka,polityka podaje ,że śmierć Joanny była spowodowana niefortunnym wypadkiem. Feralnego 1 września 1954 roku , dotychczasowe życie Broniewskiego legło w gruzach. Według Tadeusza Bujnickiego cykl wierszy pt. Anka nie jest spontanicznym sposobem wyrażenia uczuć związanych ze śmiercią ukochanej córki. Poeta na jakiś czas przerwał swoją karierę tak ,aby w spokoju zająć się porządkowaniem myśli i w 1956 roku „powrócić do świata żywych”.
Dla Broniewskiego rozstanie z córką było największą życiową tragedią. Powszechnie wiadomo ,że jej wypadek w dużym stopniu wpłynął na stan zdrowia autora,który niedługo po śmierci Anki trafił do szpitala psychiatrycznego.

Utwór Trumna jesionowa otwiera wyżej wspomniany ,jednotematyczny cykl. Broniewski odchodzi w nim od wierszy poświęconych tematyce politycznej ,w stronę liryki osobistej. Wiersz rozpoczyna się wstępnym zapoznaniem czytelnika z miejscem wydarzeń ,jakim jest zestawienie miejsca pobytu podmiotu lirycznego i grobu na cmentarzu Powązkowskim. Informacja ta ,jest pierwszym bodźcem kształtującym wspomnienia i przemyślenia podmiotu ,którego można utożsamić z Broniewskim. 
Słowa:

,,Nie jesteś duchem ,tyś wspomnienie,
które za włosy w przeszłość wlecze.”

Podkreślają głębokie przekonanie autora ,że jego zmarła córka jest obecna przy nim ,dzięki temu ,że pamięta spędzone z nią wspólne chwile ,a nie poprzez metafizyczne wizje.
W kolejnych strofach przyznaje:
,,Nie wierzę w elizejskie cienie,
lecz w ciężkie ,gorzkie łzy człowiecze.
A mam ich tyle w noc bezsenną,
że chyba nimi świat obdzielę ,
i nie ma cię, a jesteś ze mną,
o! zostań choćby chwil niewiele.”

Co wyraźnie sygnalizuje chęć rozłożenia swojej traumy na inne osoby. Uwidacznia się również problem z niepogodzeniem się z jej niespodziewanym odejściem. Podmiot wyraźnie prosi ,a wręcz błaga córkę ,by z nim została. Słowa: i nie ma cię ,a jesteś ze mną,mogą wskazywać na to ,że wiersz nie jest monologiem ,ale ma formę rozmowy z obecnym koło autora adresatem ,który celowo unika kontaktu i odpowiedzi na zadawane mu pytania. Co tylko dobitniej pokazuje autentyzm i prawdziwość, ziemskość, rozpaczy pogrążonego w żałobie ojca.
W dalszym rozwinięciu utworu ,autor podkreśla mnogość wspomnień związanych z uwielbianą córką ,. Dodatkowo mówi o ich wspólnych podróżach ( Była jesienna Kielecczyzna i w stu wrześniowych barwach Ojców... ) i planach ,co tylko wzmaga odczuwany przez siebie ból. W utworze brak języka formalnego, jest w nim za to wiele prostych i potocznych określeń związanych z codziennym życiem i wspomnieniami. Sposób wypowiedzi ojca jest spokojny , pełen zastanowienia oraz refleksji . Stara się radzić sobie z przeciwnościami ,tłumacząc to tym ,że doskonałą terapią jest tworzenie własnej poezji. Tym optymistycznym i dającym nadzieję akcentem ,podmiot kończy swoją wypowiedź.

Cały cykl wierszy poświęcony córce ,zawiera gamę różnorodnych uczuć. Podmiot liryczny utożsamiany z Broniewskim zmaga się z żałobą i przekonaniem ,że śmierć jest niesprawiedliwa i zabiera nieoczekiwanie ukochane osoby. Towarzyszy mu również brutalna samotność ,która wytrąca lewicowego poetę z realnego spojrzenia na świat w stronę świata nieznanego i pozaziemskiego.

Omówione przeze mnie wcześniej utwory wyraźnie różniące się od siebie ze względu na epoki powstania ,obrazują popularność motywu śmierci dziecka. Doskonale komponuje się z nimi powieść Annabel Pitcher -Moja siostra mieszka na kominku ,powstała w 2013 roku. Tytuł jest incipitem. Książka pokazuje bardzo wymownie przeżycia małego chłopca ,obserwującego zachowanie swojej rodziny od momentu tragicznej śmierci jego siostry Rose ,która zginęła w wyniku zamachu terrorystycznego w Londynie ,kiedy na ułamek sekundy odeszła od rodziny w kierunku kosza na śmieci. W tamtej chwili nastąpiła masowa eksplozja zabijająca wielu niewinnych ludzi razem z małą Rose.

Opowieść przybliża czytelnikom destrukcyjne skutki przeżywania żałoby ,która w niektórych przypadkach nigdy się nie kończy i ciągnie się za rodziną powoli ją niszcząc. W powieści zostało pokazane ,że każdy z bohaterów próbuje sobie z tym uczuciem poradzić na własny sposób. Ojciec z bezsilności popada w alkoholizm ,siostra bliźniaczka zmarłej buntuje się przeciwko traktowaniu jej niczym żywej podobizny Rose ,a matka ,która po wielu kłótniach opuszcza męża i układa swoje życie na nowo. W tym wszystkim główny bohater od piątego roku życia tkwi sam pozostając dociekliwym obserwatorem i narratorem zachodzących zdarzeń.


,,Jamie nie płakał ani razu. Chłopiec wie ,że powinien-przecież Jasmine płakała ,i mama ,a tacie zdarza się to do dziś. Roger wprawdzie nie uronił ani jednej łzy ,ale to w końcu kot ,poza tym nie znał Rose tak dobrze."

Dziecinne rozważania bohatera pierwszoplanowego są momentami bardzo zabawne ,ale także nadzwyczaj trafne i wzruszające. Narracja jest pełna prostoty i szczerości ,można by powiedzieć ,dziecięcej naiwności wielce kontrastującej ze zgrozą i powagą towarzyszącą zjawisku śmierci. Osoba mówiąca powraca przez retrospekcje do trudnych chwil ,które odbywały się na pięć lat przed pierwotnym czasem akcji. Posługuje się sugestywnymi i realistycznymi wyrażeniami. Uwidacznia się to doskonale już w pierwszych zdaniach powieści:

,,Moja siostra Rose mieszka na kominku.
A konkretnie, to jej fragmenty. Trzy palce, prawy łokieć i rzepka..."

Bohaterowie powieści zmagają się z osobistą tragedią ,nie widząc ,że relacje między nimi z tego powodu bardzo ucierpiały. Książka pokazuje skrajne stany emocjonalne towarzyszące cierpieniu. Ojciec zamordowanej dziewczynki przyjął postawę osoby obwiniającej otoczenie ,a w szczególności muzułmanów ,o śmierć jego dziecka. Natomiast matka ,wolała spróbować zapomnieć o swoich przeżyciach i żyć tak jakby nic się nie stało.

W ukazanych przeze mnie utworach ,cierpienie związane ze śmiercią jest podobne , ale sposób radzenia sobie z tą jakże trudną sytuacją emocjonalną jest różny. Znaczny wpływ na ukazanie tego zjawiska ma gatunek literacki. Król olch to ballada , Trumna jesionowa to wiersz ,a Moja siostra mieszka na kominku to powieść.

Współczesna psychologia zna mnóstwo metod pomagających ludziom, których dotknęła tragedia utraty dziecka. Jednak dojście do równowagi zależy nie tylko od pomocy ale od czynników takich jak siła więzi z dzieckiem, okoliczności utraty, wsparcie bliskich a także nabyta konstrukcja psychiczna.
W przypadku literatury opisy przeżyć osób, które dotknęła tragedia były zmyślone, bądź oparte na literaturze fachowej, lub własnych doświadczeniach. Jednak zarówno poezja jak i proza potrafiły świetnie ukazać zarówno niepokój ojca w balladzie Goethego, jak i egzystencjalną rozpacz Broniewskiego, a także układanie sobie świata przez małego Jamiego, który obserwuje skutki niszczącej traumy wewnątrz rodziny.
Co więcej, czytając taką literaturę możemy nauczyć się oswoić śmierć i strach przed nią, a także niekiedy nauczyć się jak najlepiej walczyć z rozpaczą. Ojciec z ballady Goethego, czy też Broniewski- ojciec autentyczny mogą zostać w chwili próby naszymi powiernikami lub towarzyszami nieszczęścia. Wówczas bliższa nam będzie proza i poezja opisująca tragedię niż próbująca nas rozweselić pusta narracja umniejszająca rolę nieszczęścia w życiu.

Dlatego też- próbując podsumować moje rozważania uważam,że w pełnię literatury wchodzi nie tylko prosta rozrywka i sensacja jakich wiele się dziś wydaje, ale też pełna psychologicznej i filozoficznej prawdy o śmierci- literatura wysoka, której twórcy-dojrzali mądrością i doświadczeniem pokazują nam świat, który się rozpadł i sposoby poukładania go na nowo.

czwartek, 15 maja 2014

"Wszechświaty" - Leonardo Patrignani

Wszechświaty #1


Teoria wieloświatów jest powszechnie znana, niektórzy w nią wierzą, inni uważają, że jest na tyle możliwa jak prawdopodobieństwo, że ktoś ,kto nigdy nie przeczytał książki może napisać dzieło na miarę Mickiewicza, załóżmy. Jednak nie da się zaprzeczyć, że opcja równoległych wszechświatów - różniących się detalami, gdzie istnieje nieskończenie wiele wersji twojego życia - jest intrygująca.

Własnie w oparciu o tę teorię autor napisał książkę, moim zdaniem, wykorzystującą opcjonalną część potencjału jaki daje ta koncepcja. Co nie było proste bo niewątpliwie było trzeba dogłębnie zbadać ten temat, żeby potem w trakcie pisania samemu się nie pogubić w rozmyślaniach. W każdym razie, mamy sobie dwójkę nastoletnich bohaterów, którzy żyjąc w odmiennych rzeczywistościach są w stanie ze sobą rozmawiać (telepatia i te sprawy). Nie da się ukryć, że nawiązała się między nimi specyficzna nić zrozumienia. Przyjaźń. A nawet miłość. W końcu postanowili się spotkać. Dość dziwne było to, iż potrafili komunikować się ze sobą za pomocą myśli, jednak gdy przyszło co do czego, stojąc teoretycznie naprzeciw siebie - w umówionym miejscu o konkretnej godzinie - nie widzieli się. To dopiero szczyt nadprzyrodzonych zjawisk.


"  - Alex, dlaczego nie przyszedłeś? Proszę cię nie mów mi, że nie istniejesz. - Jenny, jestem na molo, jestem tutaj!
- Ja także, dokładnie tam, gdzie ty mówisz, że jesteś. "

 Problemy Jenny i Alex'a, a raczej ich starania aby odnaleźć bezpieczne miejsce, w którym mogliby być razem, trwają dalej. Występuje również jakiś katastroficzno-apokaliptyczny wątek, ale mi się wydawał bardzo naciągany. Jakby autor na siłę wynajdywał sytuacje zagrożenia, bo mogłoby być za nudno z samą historią miłosną. Rozumiem, ale nie wiem dlaczego akurat w tę stronę to podążyło. Nieważne. Co do bohaterów, to są bardzo ludzcy i to mi się podoba. Naturalnie jest ich więcej niż wymieniona dwójka. Mamy jeszcze przyjaciela Alex'a, który jest mózgowcem i trochę im tam pomaga. No i rodziców, którzy więcej przeszkadzają niż udzielają wsparcia.

Styl Leonarda według mnie jest dobry, pisze tak, jakby każde słowo miało znaczenie. Podoba mi się to. Początek przyssał mnie do łóżka, nie mogłam się oderwać, ale muszę z przykrością stwierdzić, że potem coś się zmieniło i już nie było tak przejmująco. Zaczynało mnie to nudzić, i sama siebie zmuszałam, żeby się jakoś wciągnąć, ale nie mogłam. Może to przez mój ograniczony umysł, bo momentami musiałam się porządnie zatrzymywać, żeby ogarnąć, w którym świecie jesteśmy i to mnie trochę odrywało od lektury.

Mam takie wrażenie, że ta cała historia jest płytka, w sumie to nic z niej nie wyciągnęłam. Wiem, że czasem takich książek potrzeba, ale zawiodłam się. Prawdopodobnie mogłabym być mniej wymagająca, ale myślę, że jak na taki temat, motyw równoległych światów to ta książka powinna.. zachwycać. A mnie nie zachwyciła. Choć jak na początku napisałam, sądzę, że motyw wszechświatów został wystarczająco wykorzystany. Po prostu jakość nie jest równa potencjale.

Ale okładki są CUDOWNE <3

#2 Wszechświaty. Pamięć



sobota, 3 maja 2014

"Delirium" - Lauren Oliver

[Delirium] #1

"Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali."
Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której [miłość] jako uczucie, stan w jakim się znajdujemy, uważana jest za chorobę. Przeważnie to w [miłości] odnajduje się sens życia, to siła napędowa i radość w czystej postaci. Jednak w tym świecie, [miłość] zadaje "śmiertelny" cios. Intrygujące?

A i owszem. Ta książka jest o [miłości], ale nie tylko. Ponieważ jest w niej coś, co sprawia, że dużo się zyskuje czytając ją. Przynajmniej ja tak miałam, i jest to wartość bardzo przeze mnie ceniona. Ale może powróćmy do fabuły.

Deliria to choroba. Przez niektórych zwana [miłością]. Jej objawy są typowe dla naszego 'zakochania' -  motylki w brzuchu, zanik zdolności racjonalnego myślenia, trudności w koncentracji czy wiecznie dobry humor. Po osiemnastym roku życia, każdy zobowiązany jest poddać się zabiegowi, po którym nie istnieje ryzyko zapaści na Amor Deliria Nervosa - to pełna nazwa choroby. Są zwolennicy takiego postępowania jak i buntownicy, którzy chcą walczyć o wolną miłość i bronić tego co prawdziwe. Oczywiście za takie postępowanie grożą bardzo surowe kary. Lena jest nastolatką, która za kilkadziesiąt dni ma przejść taki zabieg - tzw. remedium. Jej matka kilkukrotnie poddawała się zabiegowi (niezupełnie z własnej woli), ale nigdy nie została wyleczona. Popełniła samobójstwo.

Lena jest bardzo wrażliwa, i patrzy na pewne rzeczy w odmienny sposób niż większość "posłusznych" osób. Szczerze mówiąc, polubiłam ją i myślę o niej jak o przyjaciółce. Jej całe życie jest poukładane, tak na prawdę o jej przyszłości decydują wszyscy oprócz niej, ona nie umie się sprzeciwiać. Zwyczajnie robi to, co inni uważają za słuszne. Kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą, więc dlaczego miałaby nie wierzyć? Ale Lena odkrywa nowy aspekt życia kiedy zakochuje się w Aleksie. Czy można kochać, kiedy miłość uważana jest za chorobę?

Dobra, przyznaję się. Myślałam, że to będzie ckliwa historia o nieśmiałej dziewczynie, która spotyka swego księcia w świecie zabronionej miłości - musicie domyśleć się jakie było moje zdziwienie, kiedy uzmysłowiłam sobie, że ta książka jest genialna, i bynajmniej nie ckliwa. Podoba mi się tam wiele rzeczy, przede wszystkim pomysł - jest mega. Wykreowany świat, bohaterowie czy sytuacje są bardzo realne, i dobrze stworzone. Łatwo się wciągnęłam, żyłam życiem Leny i szybko żałowałam, że nie ma dodatkowych stu tysięcy stron. Jedyne co mi przeszkadzało to zbyt wolna akcja, i takie niemiłe przeskoki czasowe. Bywało, że otrzymaliśmy jedynie opis tego co działo się w ciągu dłuższego odstępu czasu zamiast to przeżywać razem z bohaterami. Nie lubię czegoś takiego, ale w ostatecznym rozrachunku i tak "trzy razy TAK".

Jestem prze szczęśliwa, że nie jest to jedynie historia miłosna. Dużą dozą uwagi został obdarzony także wątek ruchu oporu przeciw koncepcji "miłość - choroba". Ludzie, którzy się zakochują trafiają do więzienia tudzież uciekają poza granice Portland. Hej, hej, to nie znaczy, że nie dbają o swoje! Zresztą, sami się przekonajcie. ^^


[Delirium] #2
[Delirium #3]