piątek, 28 czerwca 2013

"Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" - Jennifer Echols


Strony: 295
Oprawa: miękka
Moja ocena: 5- /6


Po przeczytaniu "Miłość, flirt i inne zdarzenia losowe" spodziewałam się, że inne książki Echols również mnie zachwycą. Sięgając po tę powieść kierowałam się ciekawą szatą graficzną jak i tytułem, który wskazuje na intrygującą problematykę. Chociaż - no właśnie, w kwestii tytułu - nie wiem, czy pasuje do treści - osobiście wyobrażałam sobie, że będzie to powieść o dziewczynie, która odkrywa, pragnie, szaleje, pożąda wielu rzeczy naraz, gdzie akcja powieści będzie ciągle się zmieniać, będą wprowadzane nowe wydarzenia i inne niespodziewane wątki. Niestety, trochę się na książce zawiodłam, wyobrażałam sobie ją trochę inaczej...


Echols prezentuje nam Meg - niebieskowłosą dziewczynę, lubiącą być w centrum uwagi, która miłość postrzega ze swoim kolegą Erykiem jedynie w aspekcie fizycznym. Z początku myślałam, że słowa na okładce :"Doprowadzają się nawzajem do szału... Co będzie gdy przekroczą granicę ?" tyczą się właśnie Meg i Eryka. Niezłą miałam minę gdy chłopakiem okazał się ktoś zupełnie inny, kto stanowił całkowite przeciwieństwo Meg - surowy, zimny policjant John. Bohaterowie poznają się już w pierwszym rozdziale i nie rozstają przez całą książkę. Po szalonym wybryku dziewczyny, która razem z Erykiem, swoją przyjaciółką Tiffany i jej chłopakiem Brianem spędzają wieczór na zakazanym moście John chce dać Meg nauczkę i wybić z głowy notoryczne łamanie prawa. Organizuje dziewczynie urocze ferie wiosenne w swoim towarzystwie, które mają stanowić rodzaj kary zamiast odsiadki w zakładzie dla młodocianych. Od tej pory Meg, oprócz darmowej pracy w restauracji rodziców podczas dnia, jeździ z Johnem na nocnej zmianie, patrolując nieprzyjemne zaułki, przysłuchując się obraźliwym słowom kryminalistów i mając świadomość, że John zaczyna jej się coraz bardziej podobać..

Powieść prezentuje przemianę dwóch bohaterów - Meg i Johna, którzy stają się od siebie coraz bardziej zależni.  Dlatego właśnie się zawiodłam na tej książce - myślałam, że cała będzie obfita w szaleństwo Meg, chciałam zobaczyć czym się kieruje, jakie nowe pomysły mogą wpaść jej do głowy.. Trafiłam na książkę o metamorfozie, u trudnych decyzjach prowadzących do zmiany na lepsze. Nie mogę powiedzieć, że to mi się nie podobało - po prostu byłam nastawiona na coś innego.


John After - tak brzmi pełne nazwisko bohatera, co przyprawiło mi uśmiech na twarzy (z ang. After = później/potem - z tym nazwiskiem to cała historia jest ale nie będę jej zdradzać :)  - z początku przedstawia się nieciekawie - surowy, zimny, niczym maszyna wykonująca swoje obowiązki. Dopiero później, oczami Meg, zmienia się w przystojnego mężczyznę, który udaje niedostępnego. Z czasem Meg dostrzega w nim coś jeszcze - tak naprawdę, jest to młody 19-letni chłopak, który nie wiadomo co robi w tym zawodzie w tak młodym wieku.

Dziewczyna jest nim coraz bardziej zafascynowana i intryguje ją każdy szczegół jego życia.
Z biegiem akcji odkrywa przyczynę jego zainteresowania zawodem policjanta i obsesji na punkcie mostu, na który wchodząc Meg złamała prawo.. 



Odstawiając na bok treść a skupiając się na stylu pisania muszę podkreślić, że autorka ma lekkie pióro i czytało mi się naprawdę przyjemnie i całkiem szybko. Dzięki prowadzeniu narracji w pierwszej osobie mogłam zagłębić się bardziej w umysł Meg i doświadczać jej emocji - których było naprawdę całkiem sporo :)

Trudno mi powiedzieć czy książka mi się podobała czy nie. Przez moje nastawienie do niej inaczej mi się ją czytało - zmylił mnie tytuł, który moim zdaniem był nietrafiony. Jednak muszę przyznać, że Echols ciekawie zestawiła dwóch tak skrajnie różniących się bohaterów, policjanta i buntowniczkę, dorzucając do tej mieszanki odrobinę dowcipu i romansu :)





czwartek, 27 czerwca 2013

"Homo bimbrownikus" Andrzej Pilipiuk


Zasady zasadami ,ale ja nigdy nie przeczytam  książek Pilipiuka po kolei...
Szósta część przygód Jakuba Wędrowycza zawiera tylko cztery teksty tj:

"Ostatnia misja Jakuba"
"Cyrograf"
 "Ochwat"
"Homo bimbrownikus"

Do pierwszych trzech tekstów nie mam żadnych zastrzeżeń. Są zwięzłe ,zabawne i pokazują starego ,dobrego Jakuba. Problemy zaczynają się dopiero w ostatnim opowiadaniu. W zasadzie nawet nie wiem czy powinnam je tak nazwać ,bo jest na to za długie. Z drugiej strony na powieść też się nie nadaje. Panie Andrzeju ,skąd ten innowacyjny pomysł? Przyznam szczerze, że w moich odczuciach zupełnie nietrafiony. My, czytelnicy kupiliśmy tę książkę w przeświadczeniu ,że znajdziemy w niej wiele krótkich opowiadań ,a nie jedno ,które ciągnie się w nieskończoność. Gdyby jeszcze ten pomysł był nie wiadomo jak dobry ,ale nie oszukujmy się - był bardzo przeciętny


„Wrócę na wieś i będę żył spokojnie. Skombinuje się jakiś zasiłek, może będzie nudno, ale bezpiecznie. Żadnych inkwizytorów, żadnych pogańskich kapłanek, żadnych szalonych dziadków...”


W "Homo bimbrownikusie" Wędrowycz schodzi na dalszy plan. Głównym bohaterem jest Radek Orangut przedtawiciel rasy homo sapiens fossilis. Młody chłopak z Dębinki ,wyrusza na podbój stolicy ,by jako jedyny z wioski kontynuować swoją edukację i uzyskać średnie wykształcenie. Po dotarciu do stolicy młodzieniec orientuje się ,że to tylko sprawnie przeprowadzona przez jego dziadka intryga. Pic na wodę. Chodziło tylko o to ,żeby sprowadzić go do siebie. Staruszek ma chytry plan. Chce zrobić ze swojego wnuka szamana i z jego pomocą wezwać Wielkiego Mywu, czyli wielkiego boga pod postacią niedźwiedzia. Motyw prosty ,ale gorzej z wykonaniem. Wszytko było dla mnie za bardzo pogmatwane. Zamiast zrobić z tego interesującą i w miarę zwięzłą opowieść autor pisał go przeciągając niczym flaki z olejem! (np.w kółko wałkowanie tego samego lub wymyślanie tak absurdalnych zwrotów akcji ,że moim zdaniem lepiej porzucić czytanie tego tekstu na "wieczne nigdy").

Jeżeli i tak jesteście zainteresowani i podejmiecie się tego wyzwania to jestem pełna podziwu.
Osobiście nie powrócę do tego tomu ,bo za bardzo się namęczyłam ,by przez niego przebrnąć. Z reguły pochłaniam książkę w maksymalnie 3 dni. Tym razem zajęło mi to tydzień. To chyba mówi samo za siebie...

Jedną z nielicznych rzeczy jaka przypadła mi do gustu to przykuwające wzrok ilustracje. W poprzedniej części też się pojawiły ,ale tym razem te wydają mi się o wiele lepsze.






Strony:  357
Moja ocena: 3+/6

środa, 26 czerwca 2013

Duuże zmiany


Bardzo wiele się u nas zmieniło. 
Oczywiście szata graficzna, postawiona na minimalizm, jednak możecie na bocznym pasku znaleźć wszystko co jest wam potrzebne. Pragnęłyśmy też zrobić własny unikatowy nagłówek , który będzie odzwierciedlał nasze charaktery i usposobienia. Wyszło.. psychodelicznie, ale właściwie takie jesteśmy. 




Dobra, tak dla przypomnienia jest nas czwórka. Ja - Sandra, Agata, Sara i Basia. Pomysł założenia bloga wyszedł z inicjatywy Agaty, więc to ją uważamy za pierwotny i niepodważalny człon naszej paczki. I to ona jest ogniwem, który nas łączy. Sara, Basia i Agata chodzą razem do szkoły, a ja zwyczajnie dobrze Agatę znam. Połączyła nas pasja - czytanie książek. Ale w rzeczywistości jesteśmy jak cztery żywioły, zupełnie odmienne.

Proces stwarzania baneru był długi i męczący. Naturalnie żadna z nas nie ma specjalnych uzdolnień informatycznych, więc razem z Agatą wybrałyśmy się do naszego kolegi Janka "informatyka". Tak się stało, że od tygodnia robił parapetówkę i zastałyśmy jego wraz z dwoma nieznanymi nam obiektami westchnień nie jednej damy, na dobrym kacyku. Było zabawnie. Okazało się, że oni, uczniowie szkoły o kierunku informatycznym, kompletnie nie są rozeznani w obsłudze GIMP-a. Było doprawdy ciekawie. Przy kartonie soku, paczce chipsów Cheetos o smaku ketchupu i kilku piwach spędziliśmy owocnie czas. A plony mamy okazję oglądać już dziś. :D 

Nic w naszym dziele nie dzieje się przypadkowo. Otóż bańki mydlane jako tło i podstawa symbolizuje Agatę, następnie mamy jednorożce - ubóstwiane przez Basie. Piłka to oczywiście Sara, ponieważ jest fanem sportowych zagrywek (w szczególności FC Barcelony) a człowiek karton to ja, gdyż bardzo mi się spodobał i mam niepowtarzalne wspomnienia z kartonami. 

Więc jak? Podoba się wam? ;p
Wieeeemy jest bardzo zwariowany, ale nie mogłyśmy inaczej. 

wtorek, 25 czerwca 2013

Metamorfoza bloga




Jak już zdążyliście się zorientować ,mamy nowy wygląd bloga. Tym razem postawiłyśmy na minimalizm i ciepły ,prosty kolor. Na razie nie mamy jeszcze wymarzonego nagłówka ,ale to tylko kwestia czasu. Mamy pomysł ,który na razie krystalizuje się w naszych głowach i niedługo ujrzy światło dzienne ;)

Jest trochę lepiej? Macie jakieś zastrzeżenia jako goście?




poniedziałek, 24 czerwca 2013

"Zagadka Kuby Rozpruwacza" - Andrzej Pilipiuk



„Egzorcysta postawił na stół flaszkę śliwowicy.Wypili,zakąsili,chlapnęli na drugą nogę, bo po pierwszym się przecież nie zakąsza... Potem wypili trzeciego, bo Boh trojcu lubit, potem czwartego bo chata ma cztery kąty, a koń cztery kopyta. Potem po piątym, bo ręka ma pięć palców, a czołg czterech pancernych i psa, potem po szóstym, bo tydzień dawniej miał sześć dni roboczych, potem po siódmym, bo jednak siedem dni w tygodniu było, a skarb zawsze leży siedem kroków od miejsca, gdzie się go szuka..."”

Wstyd mi się przyznać ,ale to moje pierwsze zetknięcie z książkami Andrzeja Pilipiuka. Nie czytałam go wcześniej ,bo byłam zmęczona ciągłym widokiem jego nazwiska w Empiku ,Matrasie i na wszystkich listach bestsellerów jakie widziałam. Co prawda w domu stoją jego książki ,ale nic mnie wcześniej do nich nie ciągnęło. Może to wszystko przez to ,że jak coś zaczyna się podobać mojemu tacie to automatycznie uważam to za wieeeeeelkie nudy.

Jakub Wędrowycz to osoba kultowa. Chyba nie ma takiej osoby ,która nie znałaby tej postaci. Słyszałam o tym osobniku dużo wcześniej niż go poznałam dzięki "Zagadce Kuby Rozpruwacza". Zaczynanie cyklu od czwartej części z reguły nie jest dobre ,ale w tym przypadku nie ma to większego znaczenia. Pomysły ,przygody i wielce absurdalna filozofia życiowa tego szanownego obywatela przypadły do mojego gustu na tyle ,że moja Jakubowa przygoda na pewno się tak szybko nie skończy...

Książka jest pełna wszelakiego absurdu ,nonsensu i bezsensu (,ale w dobrym tego słowa znaczeniu). Miłośnicy czarnego humoru i sarkazmu nie będą chcieli rozstawać się z tym bohaterem ani na chwilę. Bezczelność ,bezkompromisowość i pewność siebie egzorcysty sprawia ,że nie sposób go nie polubić. 

Finezja i polot autora są widoczne na każdej stronie "Zagadki Kuby Rozpruwacza".Pilipiuk nie boi się wymyślić swojej alternatywnej wersji "Przygód Sherlock`a Holmes`a". Mimo tego ,że wszystko obraca się wokół bimbru ,klinów i śliwowic, to nie sposób się nudzić. Poleje się krew ,flaki oraz inne płyny ustrojowe...

Jakub i Semen starają się być medialni i "na czasie".Nie zawsze im to oczywiście wychodzi ;) . Wędrowycz jako najznamienitszy egzorcysta i łowca wampirów ,nie boi się żadnej zjawy ani sprawy. Wielokrotnie zostaje wprowadzony w błąd przez co wynikają pasma nieoczekiwanych zdarzeń. Dla tego osobnika nie ma czegoś takiego jak półśrodki. Trzeba zabić ,dobić i przyklepać drania!!! 

Każde opowiadanie jest inne i zaskakujące. Nigdy nie wiadomo co się zdarzy za kilka stron. Teksty nie są zbyt długie ,ale to dla mnie zaleta. Gdyby ciągnęły się przez nie wiadomo ile stron to czytanie by mnie męczyło.

Podsumowując "Zagadka Kuby Rozpruwacza" to przyjemna i pełna zwrotów akcji lektura. Co prawda nie można brać na serio wszystkiego co jest w niej powiedziane ,ale i tak warto się z nią zapoznać. Przygotujcie się na przeogromną dawkę śmiechu ;) Polecam na odstresowanie się!

Moją przygodę oceniam na: 5/6

P.S. Tu mam dla Was link do filmiku na youtubie ,który ostatnio bardzo mi się spodobał ;) 



Z niecierpliwością czekamy na premierę ;)

niedziela, 23 czerwca 2013

"Anielski ogień" - Courtney Allison Moulton





"Anielski ogień" - Courtney Allison Moulton


Strony: 420
Oprawa: miękka
Moja ocena: 5/6



Książka zaczyna się zwyczajnie : główna bohaterka Ellie żyje jak typowa nastolatka, oczywiście pomijając fakt pojawiających się u niej nocnych koszmarów, w których wciela się w wojowniczkę zabijającą potworne stworzenia.


Początek mnie nie zachwycił ale 
odetchnęłam z ulgą, kiedy na plan wszedł tajemniczy chłopak - Will, który był mocno zdziwiony faktem, że Ellie go nie pamięta. 

Jak mogła go pamiętać, skoro dopiero go poznała...? 





Z czasem Ellie coraz częściej wpada na Willa przy okazji dowiadując się o swojej przeszłości coraz więcej (mrocznych) szczegółów...


Autorka w ciekawy sposób stworzyła postacie do książki. Will jest kombinacją dwóch charakterów - mrocznego, odważnego mężczyzny potrafiącego bezwzględnie zabijać ale też kochającego i dobrego, opiekuna i przyjaciela. Jest też kilka czarnych charakterów, które wprowadzają dreszczyk emocji do powieści. Mimo, że postać Ellie na początku mnie irytowała, to jej późniejsze próby przyswojenia prawdy o swoim życiu sprawiały, że przez cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Cieszę się, że Moulton nie zrobiła z niej "szarej myszki", z którymi ostatnio często spotykam się w literaturze. Autorka przybrała Ellie ogniste włosy i mocny charakter, który bohaterka musiała w sobie ponownie odnaleźć.


   
Ellie i Will 
Przeszkadzało mi, że autorka tak bardzo skupia się na wytłumaczeniu wszystkich wprowadzanych informacji i powtarzaniu ich kilka razy. Miałam wrażenie, że miejscami czytam suchy, sztuczny tekst. Wolę kiedy wszystko wyjaśnia się z czasem - a nie tak jak w tym wypadku, zostałam zalana masą wiadomości upchniętych w jednym dialogu. Za to bardzo podobał mi się opis zachowań i uczuć bohaterów, którzy odkrywali siebie na nowo. 

Szata graficzna książki przykuwa uwagę i nie mam jej nic do zarzucenia - oczywiście domyśliłam się, że tą dziewczyną trzymającą klingę jest Ellie (chociaż ja wyobrażam ją sobie troszkę inaczej :)

Will

Ellie poznając od Willa (i od paru innych bohaterów :) ciekawe szczegóły swojego istnienia musi żyć w rozdwojeniu - swoim obecnym życiem i przeszłością. Musi pogodzić obowiązki córki i przyjaciółki, konfrontować się z nieznośnym ojcem a przy tym walczyć z prawdziwym złem. Moulton zachowała równowagę między tymi dwiema sferami wprowadzając jednocześnie do obu z nich dużo wydarzeń a przy tym nie gubiąc czytelnika. Czyta się przyjemnie i szybko ale dopiero pod koniec powieści poczułam do niej zachwyt.




Tak jak wspomniałam we wstępie recenzji - początek nie wywarł na mnie dużego wrażenia, miałam nawet ochotę odłożyć książkę i zabrać się za inną. Jednak cieszę się, że tego nie zrobiłam bo okazała się obfitą w akcję, śmieszne dialogi i odrobinę romansu powieścią. Moulton świetnie operuje dynamiką w powieści - gdy bohaterzy walczyli z okropnymi potworami miałam wrażenie, że również jestem uczestniczką bójek. Oczywiście mogłam odetchnąć z ulgą gdy na plan wchodził odważny Will..
Pod koniec czytania nie mogłam się opanować - akcja osiągnęła taki poziom, że musiałam doczytać "do deski". Całe szczęście jest to pierwsza część trylogii więc nie rozstanę się z zabawną Ellie i tajemniczym Willem na długo :)



czwartek, 20 czerwca 2013

"Wróżby z koronek" - Brunonia Barry

 Hm, bardzo ciężko jest mi się wypowiedzieć na temat tej książki, ponieważ mam co do niej sprzeczne odczucia, oraz nie jestem przekonana czy dobrze wyłapałam sens całej tej historii. Jednakże lubię wyzwania i spróbuję. :D

liczba stron: 432


Główną bohaterką jest dziewczyna o silnym usposobieniu,  bardzo zdystansowana do życia, jednak niezwykle dojrzała. Towner jest osobą po przejściach,  z początku nie wiemy dokładnie o co się rozchodzi, jednak odkrywamy istotny punkt zaczepienia, czyli zmarłą siostrę bliźniaczkę. Więzi między bliźniakami są niezbadane dla ludzkości  jednak mówi się, że egzystują oni jak jeden organizm, dlatego nie trudno się domyślić jak śmierć swojej siostry przeżyła Towner. To było dawno temu, jednak piętno szpitala psychiatrycznego wciąż ją prześladuje. Obie dziewczyny miały bardzo zwariowane życie. Bo wywodzenie się z rodu wiedźm nie jest czymś powszechnie znanym.. chociaż, gdy mieszka się w Salem wszystko jest możliwe. Nie mniej jednak, kobiety  z tego rodu mają niebywałą intuicję oraz mnóstwo tajemnic. Nie jest ukazana tutaj magia od strony praktycznej, ponieważ oprócz wróżenia z koronek (osobiście nie do końca wiem jak to się odbywa, mimo że było o tym sporo w książce) kobiety te są bardziej wrażliwe i otwarte duchowo. Towner też taka jest, niezależnie od tego jak usilnie próbuje temu zaprzeczać. 

Towner najchętniej nie wracała by do Salem, jednak nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji - zaginęła jej ciotka, Eva. Kiedy matka głównej bohaterki nie była w stanie zająć się swoją córką to Eva ją przygarnęła, była dla niej jak opiekunka i przyjaciółka. Dlatego powrót do Salem by odnaleźć Eve jest dla niej taki istotny, a przez zawiłą historię rodzinną także bardzo trudny. Kiedy odnaleziono ciało Evy rozpoczął się korowód zdarzeń, w końcowym rozliczeniu sprowadzających się do Towner. Bo to zawsze o nią chodzi. 

Okazuje się, że zaginęła również dziewczyna, której Eva udzieliła pomocy. Towner wraz z zaprzyjaźnionym policjantem próbują rozwikłać te dwie zagadki, jednak nie jest to proste kiedy ma się na karku fanatycznych wyznawców innego odłamu katolicyzmu. Właściwie obraz podziałów religijnych jest tak dalece umiejscowiony od moich własnych wyrażeń, że nawet nie staram się tego sensownie poukładać. Ale takowy podział wzbudza w miasteczku nie lada emocje, co jest również przyczyną wielu zbrodni popełnianych na domniemanych ofiarach. 

Podsumowując, mamy zbrodnię a być może nawet kilka oraz motyw religijny. Istotną rolę gra tutaj historia rodziny Whitneyów, czyli rodu czarownic oraz same rozterki psychologiczne głównej bohaterki. Z początku wszystko idzie bardzo gładko, naprawdę wciągnęła mnie ta fabuła, jednak później.. miałam wrażenie, jakby autorka sama nie była w stanie odnaleźć się w toku wydarzeń, a raczej w przeszłych okolicznościach. Ponieważ wydarzenia obecne są ścisłe powiązane z losem bliźniaczki Towner. Autorka wprowadziła pewien zabieg, otóż w trakcie wydarzeń napisała rozdział poświęcony życiu głównej bohaterki, o tym co doprowadziło do śmierci jej bliźniaczki, ogólnie uważam, że jest to bardzo dobry rozdział. Tak wiele emocji i uczuć jest w nim przekazanych, że spokojnie mogłam utożsamić się z tą rodziną. Jednakże gdy zdało mi się, że wszystko już wiem.. okej, taką miała przeszłość, już rozumiem dlaczego jest taka.. wtedy autorka odebrała mi grunt pod nogami i wsadziła mnie do sokowirówki. Mówię prawdę, tak bardzo zmieszana jeszcze nigdy nie byłam. Przeklinałam sama siebie, że przez całą lekturę dałam się poddać manipulacji i nie przewidziałam takiej ewentualności jaką zaserwowała nam pod koniec. Oczywiście nie powiem o co chodzi, bo nie lubię spoilerów. Ale zastanawia mnie to, czy był to świadomy zabieg, aby utrudnić życie czytelnikowi czy jednak autorka ma talent i doskonale, DOSKONALE wykreowała postać. Ponieważ jest to narracja pierwszoosobowa, to pod koniec jesteśmy jakby scaleni z Towner. I to jest piękne, kiedy po Wielkim Odkryciu zdałam sobie sprawę, że nie wiem już co jest tylko iluzją a co rzeczywistością.  I pisząc tę recenzję, wciąż się zastanawiam nad tą kwestią. 

Już wiecie dlaczego tak trudno było mi napisać tę recenzję, z jednej strony "Wróżby z koronek" obiektywnie rzecz ujmując, jest przeciętną lekturą, jednak uważam się za osobę niebanalnie wrażliwą i podatną na urok takich książek, więc w mojej subiektywnej ocenie jest to niezwykle czarująca opowieść z prawdziwą magią. Polecam przede wszystkim kobietom, i to raczej bardziej dojrzałym, które zrozumieją przesłanie tej książki. Aczkolwiek zachęcam każdego do przeczytania. :) 


Ocena: 5/6

niedziela, 16 czerwca 2013

"Kobieta niespodzianka" - Piotr Kołodziejczak

Kiedy osiągamy wiek dojrzały, zaczynamy żyć w przeświadczeniu, iż największe emocje mamy już poza sobą. Przeważnie liczy się tylko rodzina i praca. Kolejne dni, tygodnie, miesiące oraz lata zaczynają być do siebie podobne.Z tej książki dowiadujemy się, że nigdy nie można wykluczyć, iż nasze monotonne życie pewnego dnia zostanie przewrócone do góry nogami. A kiedy takie rzeczy się dzieją, to musi w tym maczać palce kobieta.
Ostatnio pan Piotr Kołodziejczak bardzo często gości na naszym blogu. Na pewno zauważyliście recenzje "Nie rób mi tego..." oraz " W kajdankach namiętności". Tym razem temat jego powieści jest zupełnie inny.
"Kobieta niespodzianka" to książka o zwykłej ,Polskiej rodzinie. Typowy model 2+2 .Andrzej i Magda są szczęśliwym małżeństwem z długim stażem. Mają już dorosłą córkę Barbarę oraz nastoletniego syna Romka. Może się zdawać ,że to typowa sielanka ,ale nic mylnego! Wiadomo ,że z biegiem lat następuje chwila kiedy człowiek ma wątpliwości czy jego życie go satysfakcjonuje. Wiele wspomnień ,przyzwyczajeń sprawia ,że chce się coś wreszcie zmienić. Często popełnia się wtedy błędy ,których się później bardzo żałuje...

Basia boryka się z trudnościami dotyczącymi znalezienia pracy. Tak to już jest ,że młodzi ,ambitni ludzie nierozumiejący jeszcze reguł funkcjonowania świata ,nagle przekonują się ,że nie jest tak łatwo i pięknie jak myśleli. W tych trudnych chwilach dziewczyna może liczyć na swoją matkę. To właśnie dzięki jej wsparciu i radom ,wreszcie udaje jej się osiągnąć obrany cel. Nowa posada ,koleżanki i styl życia sprawiają ,że dziewczyna odżywa i nie zauważa tego co się dzieje między jej rodzicami.

Jeden dzień zmienia wszystko  w dotychczasowo ustatkowanym życiu bohaterów. W pracy Andrzeja pojawia się pewna tajemnicza kobieta. Kim jest? Czego oczekuje? Dlaczego Andrzej zaczyna się dziwnie zachowywać? Na te i o wiele więcej pytań znajdziecie odpowiedź czytając "Kobietę niespodziankę".



Ostatnimi czasy trudno mi było wygospodarować chociaż małą chwilę na odpoczynek ,a na czytanie byłam po prostu zbyt zmęczona. Jednak kiedy wśród wielu książek goszczących na mojej półce zobaczyłam tę chudą i intrygującą okładkę ,to nie mogłam się nie skusić;). Treść książki jest na tyle prosta i przejrzysta ,że zagłębiłam się w nią z łatwością.

Język książki był chwilami dla mnie trochę zbyt sztuczny. Chodzi mi przede wszystkim o dialogi pomiędzy rodzeństwem. Jakoś trudno mi uwierzyć ,że w normalnym domu mówi się do siebie w taki sposób. Ogólnie rzecz biorąc nie polecam nikomu próbować zapisać tekstu w slangu młodzieżowym. To wbrew pozorom bardzo trudne zadanie ,bo zawsze znajdą się ludzie niedoceniający tego wysiłku.

Pan Kołodziejczak to moim zdaniem mistrz wszelakich opisów ,w szczególności krajobrazów. Taka plastyczność ,skrupulatność to rzecz rzadko spotykana. Sięgając po książki tego autora jestem zawsze pewna ,że w trakcie ich czytania będę zrelaksowana. Co prawda tematyka tej książki nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia jak "W kajdankach namiętności" ,ale jestem pewna ,że było to spowodowane moim wiekiem. "Kobieta niespodzianka" to moim zdaniem książka doskonała na prezent dla mamy ,cioci lub wyjątkowo oczytanej i wyluzowanej babci. Osoby doświadczone życiowo docenią tę książkę o wiele bardziej. Na pewno utożsamią się z bohaterami i znajdą w niej analogie do swojego życia.

Moja ocena: 3+/6

Źródło: egzemplarz recenzencki
Inne książki tego autora:




Za egzemplarz recenzencki dziękuję bardzo Wydawnictwu Borgis!










niedziela, 9 czerwca 2013

" Biała Masajka" - Corinne Hofmann

" Biała Masajka" - Corinne Hofmann


Strony: 304
Oprawa : miękka
Rok wydania: 2012

 Planowała wprawdzie tylko dwutygodniowy urlop, ale po przybyciu do Mombasy, Szwajcarka, Corinne Hofmann, poznała mężczyznę swojego życia - wojownika masajskiego. Została na Czarnym Lądzie ponad cztery lata, decydując się zamieszkać wraz z jego szczepem w kenijskim buszu. Musiała pokonać wiele biurokratycznych barier, zanim zdecydowała się go poślubić."Jest to relacja z czterech lat, które spędziłam w buszu. Kierowana wielką miłością, wyszłam za mąż za Lketingę, Masaja z Kenii. Tam doświadczyłam nieba i piekła..." - pisze autorka.







Książka osobiście mi się podobała. Opowiada ona o dość innym życiu niż my znamy - miasto, sklepy wszędzie, harmider... Afryka - Kenia  i miejsce gdzie mieszka Lketinga to coś niezwykłego. Każda z nas pomyśli " Jak tam można mieszkać?"
A można, i to udowadnia poniekąd autorka - Corinne Hofmann.
Szwajcarka,  która przyjechała do Mombasy ze swoim narzeczonym, zakochała się i rzuciła swoje dotychczasowe życie dla ubogiego Masaja. Na miłość nikt nic nie może poradzić...Historia ich poznania nie jest nam obca : Spotkanie w "klubie" w Momsabie, gdzie przez przypadek spoglądają na siebie. Ona zakochana od pierwszego wejrzenia.
Kiedy "przeprowadza" się do Lketingi do Kenii. Jest innego koloru skóry niż reszta "mieszkańców" dlatego wywołuje to wiele wątpliwości. Czy ona tu wytrzyma? Czy ona faktycznie go kocha?
Kobieta zmaga się z chorobliwie zazdrosnym Masajem, z chorobami typowo afrykańskimi, które non stop prawie ją prześladują. 
Napotyka wiele przeszkód, jednak i trafia na życzliwe i pomocne osoby. Chcąc być przy ukochanym i nie wydawać wszystkich swoich pieniędzy ze szwajcarskiego konta, postanawia otworzyć swój własny biznes. Rodzi im się córeczka...
Kobieta opisuje wszystko ze szczegółami. Książka jest jej wspomnieniami. 
Osobiście nie mogłabym żyć tak jak ona. Nie potrafiłabym. Jednak podziwiam ją za wytrwałość.
Na podstawie jej historii powstał też film.




A oto zwiastun filmu.
 

Polecam tą książkę. 
Ocena : 5/6 

piątek, 7 czerwca 2013

"Pojutrze" - Whitley Strieber


POJUTRZE


Tak jak większość czytelników radzi - należy wpierw przeczytać książkę a następnie obejrzeć jej ekranizację. Zgadzam się z tym. Jednak co z książkami, które powstały na podstawie filmów? O, to już inna para kaloszy. 

Przyznam się, że uwielbiam oglądać filmy. W takie dni kiedy mam wiele nauki, lub siedzę z rodziną to własnie one umilają mi czas. Szczególnie katastroficzne cieszą się u mnie powodzeniem, ponieważ przekazują o wiele więcej emocji niż filmy z innych gatunków. Tak więc kiedy ujrzałam w bibliotece książkę "Pojutrze" nie mogłam się powstrzymać. Miałam duże oczekiwania, chociaż wiedziałam, że będzie to tylko spisanie scen, które widziałam kilkukrotnie w filmie. Ale tak czy siak wydawało mi się, że będzie to ciekawe doświadczenie.  Jakieś tam wnioski wyniosłam, i nie są one pozytywne. 


Rozmowy o zmieniającym się klimacie na Ziemi trwają od lat. Ludzkość skrupulatnie zastanawia się jak zapobiec ewentualnym zagrożeniom, jednakże tylko Jack prowadzi zaawansowane badania, aby przewidzieć jaki los czeka naszą planetę. Jest sławnym (może to za duże słowo) paleoklimatologiem, który ma przypuszczenia, że ponownie nadejdzie era lodowcowa. Ta sama, która zaskoczyła dinozaury miliony lat temu.  


Kto by się spodziewał, że przyjdzie ona w ciągu kilku dni? Nawet sam Jack był zaskoczony. Najpierw były anomalie pogodowe - burze, tornada, obfite opady, fale tsunami a następnie obniżenie temperatury do niewyobrażalnych wartości.

Chiny, Europa, Ameryka - cała północna część naszej planety, kraje stanowiące centrum cywilizacyjne Ziemi znalazły się pod białą płachtą śniegu. Sytuacja stała się beznadziejna. Człowiek nie może igrać z naturą, a teraz jest już za późno na ewentualny plan B. My z książki/filmu dowiadujemy się jedynie o decyzjach podjętych w USA, i są one jak najbardziej rozsądne. Miasta wysunięte na północ muszą sobie radzić same, natomiast te z południowych Stanów zostaną ewakuowane. Nie było to proste ponieważ wchodzą w grę również sprawy polityczne. Co jest ciekawym wątkiem, tak uważam. 


Wydarzenia w książce, pokazane są z wielu perspektyw, niemniej jednak to przygody Jack'a i jego syna, Sama, są kluczowe. Sam wraz z przyjaciółmi znalazł się w Nowym Jorku z powodu olimpiady, mieli okropnego pecha, bo  w tym własnie czasie zaczęły się ogromne opady deszczu, następnie wzburzone morze zalało cały Manhattan. Sam schronił się w bibliotece i cudem przeżył. Lecz jak można się domyślić to miasto nie było już takie samo. Wielka metropolia przestała istnieć. 

Potem było gorzej - nadeszła fala zimna, a ludzkie ciało zamarzało w ciągu kilku sekund. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie takiego zimna, które przechodząc na wskroś zamraża cały organizm. W tym momencie muszę przyznać, że opisy tych pogodowych zmian były dobre, chociaż lekko suche i 'byle wzbudzić przerażenie'. Ale niewątpliwie pomagało to wczuć się w klimat tej historii. Kontynuując, kiedy Sam znalazł się w sytuacji względnie beznadziejnej, łapał się każdej deski ratunku, żeby jakoś ich z tego wyciągnąć. Z opacznością boską skontaktował się z ojcem i wezwał go na pomoc. Jack natychmiast wyruszył w drogę, świadomy, że nie będzie to łatwa przeprawa. I takim sposobem, zaczyna się ich walka z czasem. Jednego by pozostać przy życiu, drugiego by odszukać syna. 

Film "Pojutrze" oglądałam wielokrotnie, i bardzo mi się podobał. Ze względu własnie na to, przykro mi, że nie mogę zrecenzować tej książki obiektywnie. Fabuła jest dobra i to własnie realność takich zdarzeń jest atutem tej książki/filmu. Napisana jest przeciętnie, z dużą dozą opisów i interesującym stylem. Jednak ja uważam, że jest jedynie wierną kopią filmu na papierze. Autor nie wprowadził niczego własnego. No może lepiej były opisane uczucia, ale to jest naturalne w książkach. 

Co więcej mogę powiedzieć o fabule? Bardzo podobał mi się motyw stosunków ojciec-syn. Widoczna jest przemiana jaka w nich następuje. Mimo, że dziecko zawsze podziwiało ojca, ale nie byli ze sobą blisko, nigdy nie było na to czasu. Jednak teraz wiara w tatę podtrzymuje Sama na siłach, a Jack.. Jack po prostu musiał podjąć się próby ocalenia Sama. Ciekawym dodatkiem są także zdjęcia umieszczone w środku książki, uważam że są bardzo inspirujące i ułatwiają wyobrażenie sobie ogromu tej tragedii. 

Bardziej od książki proponuję poświęcić dwie godziny na oglądnięcie filmu, a czas na książki przeznaczyć na pozycję bardziej wartościową. :) 


liczba stron: 207
Ocena: 2+/6